Sunday, May 30, 2010

Rozpieszczone małolaty

Będąc raz u Teściów zastałem Szwagierkę oglądająca na MTV jakiś program o organizowaniu 16 urodzin przez bogatych rodziców, którzy ściągali na tę okoliczność znanych artystów, wynajmowali jakieś znane lokale i w ogóle pełen wypas porównywalny chyba tylko z naszymi weselami :) W każdym razie była tam scena, która totalnie mnie rozwaliła, bo rodzice dali lasce w prezencie Lexusa. Laska wpadła w totalną histerię, ale nie z radości, tylko z gniewu. Padały najgorsze wyzwiska pod adresem rodziców. I już nie pamiętam czy chodziło, że nie poczekali z prezentem do imprezy, czy kolor był nie taki, ale po prostu laska miała totalnie w dupie poprzewracane.
Trafiłem na taki filmik, obrazujący zachowanie szczyla, któremu rodzice przestali opłacać konto w World of Warcraft (taka sieciowa gra strategiczna). O ile sam filmik mnie ubawił (zwłaszcza jak gość sobie wali w łeb butem), to po chwili dopadła mnie niepewność: czy teraz takie zachowania wśród nastolatków to codzienna norma, czy nadal ewenement ???

Edzia: poprawcie mnie, jeśli się mylę ale czy ten kolo próbuje sobie wsadzić pilota od TV ?

Monday, May 24, 2010

Friday, May 21, 2010

Korki w Warszawie spowodowane ... powodzią i stanem Wisły

W trakcie wczorajszego przemierzania mostów i Wisłostrady jedna zaskakująca rzecz (o której miałem tu wspomnieć, lecz wyleciało mi z głowy) rzuciła mi się wczoraj w oczy: mianowicie przejeżdżający przez mosty kierowcy zwalniali, żeby móc obserwować wodę. To samo samo działo się na Wisłostradzie. Efekt = zajebiste korki we wszystkich kierunkach.

Fala powodziowa w Warszawie - szczyt alarmowy przekroczony

W praktyce fala powodziowa w Warszawie wygląda tak jak na poniższym zdjęciu. Jak widać nie tylko zniknął trawnik ale zniknął również parking na którym stały samochody czy autobus (nawiązuję tu do umieszczonych wczoraj zdjęć) Co więcej pod wodą zniknął również cały bulwar idący wzdłuż Wisły. Niestety nie widać dokładnie co jest pod wodą ponieważ woda dziś nie jest przeźroczysta i ma zabarwienie źółtawo-brązowe. Na mój gust to fala powodziowa musiała zagarnąć po drodze jakieś pokłady gliny.



I jeszcze jako wisienka na torcie pozwolę sobie zacytować zdjęcie zrobione przez Roberta Kowalewskiego z Gazety Wyborczej, które zapewne wkrótce przestanie być dostępne na portalu Gazety a jest o tyle cenne, że przedstawia okolice BUW-u i pomnika Syrenki.

Fot. Robert Kowalewski / Agencja Gazeta

Thursday, May 20, 2010

Gruba Kaśka

Gdyby jeszcze ktokolwiek miał wątpliwości jak bardzo podniósł się poziom wody w Wiśle, przedstawiam widok na oczyszczalnie wody Gruba Kaśka. Budynek ten o przekroju poprzecznym krzyża zazwyczaj mocno wystaje z wody. Jak widać dziś "balkonikiem" dotyka do tafli wody.

Konwoje ciężarówek z piaskiem

Ponieważ Warszawa zakorkowana wzdłuż i wszerz, po mieście non stop przejeżdżają konwoje ciężarówek z piaskiem, co ciekawe eskortowane przez radiowozy na sygnale (żeby nie musiały stać w korkach). Nie wiem jakie są efekty budowy wałów przy ZOO i na wysokości Wilanowa, ale mam nadzieje, że mimo, że wały były robione na ostatnią chwilę, to jednak coś pomogły.

Powódź w Warszawie

Tak dla zobrazowania ile wody przybyło w Wiśle i jak wygląda słynna powódź w Warszawie:

18-05-2010:widać chodnik, poniżej tzw. ławeczki - sześć rzędów, poniżej równoległa do górnej alejka spacerowa oraz podesty do cumowania, poziom wody jest jeszcze 3 schodki poniżej alejki i podestów


19-05-2010: zniknęły podesty i alejka


20-05-2010 rano: zostały tylko 4 "ławeczki"


20-05-2010 po południu - zniknęły nie tylko "ławeczki" ale i cały chodnik



btw. dał się zauważyć efekt zająca złapanego w światła samochodu na środku drogi - mam tu na myśli tłumy "kibiców" stojących i twardo wpatrujących się w płynącą wodę - mimo, że przez godzinę poziom podniósł się o 20 cm :)



Przez moment stałem z tym tłumem i uparcie próbowałem zrozumieć na co tak się patrzy. A tłum patrzył się na to, co widać poniżej, czyli jak woda powoli wlewa się na deptak :)



Po chwili jednak poddałem się, zostawiłem tłumek obserwatorów i udałem w kierunku Starówki - skąd nadchodziły dzikie tłumy kolejnych gapiów.



Rozumiem, że przez najbliższych parę dni będzie to taki rodzaj pikniku zastępującego inne rozrywki typu galeria handlowa/pudelek.pl itp :)

reklama na Ling.pl wymiata :)

W trakcie lektury pewnego opisu znalazłem słowo którego nie znałem, wszedłem więc na ling.pl a tam taka reklama firmy pomagającej w odzyskiwaniu nadpłaconego za granicą podatku:



Normalnie jak demotywator jakis :)

Wednesday, May 19, 2010

Karuzela śmierci :)

Czterech młodych ludzi, skuter, karuzela i trochę wolnego czasu wystarcza by stworzyć karuzelę śmierci :)



via: hellforleathermagazine.com

Piją wszyscy, ale nie wszyscy tak samo

Piją wszyscy, ale nie wszyscy tak samo:

Lekarz pije na zdrowie
Matematyk na potęgę
Grabarz na umór
Ornitolog na sępa
Poborowy na krzywego ryja
Bankowiec na kredyt
Polarnik na zimno
Pediatra po maluchu
Aptekarz po kropelce
Filozof po namyśle
Krawiec po naparstku
Syndyk do upadłego
Fryzjer do lustra
Nurek do dna
Anestezjolog do utraty tchu
Kuba do Jakuba
Jakub do Michała
Perfekcjonista raz a dobrze
Kamerzysta aż mu się film nie urwie
Tenisista setami
Kolarz w kółko
Higienistka tylko czystą
Gastryk żołądkową gorzką
Lunatyk księżycówkę
Bliźniak brudzia
Nocny stróż w ciemno
Ichtiolog pod śledzika
Pilot jak leci
Mechanik z gwinta
Hydraulik z grubej rury
Medyk sądowy zalewa się w trupa
Wędkarz zalewa robaka
Woźnica wali końską dawkę
Stolarz wali klina
Żołnierz strzela lufę
Sprzedawca paliw wali w gaz
Teeger upija się w cztery dupy (męskie
Rolnik nawala się jak stodoła.
Pilot Luftwaffe jak Messerschmit
ZCDYK pije na fejka

via:pr0n.pl

Monday, May 17, 2010

Rules For Africa

Rules For Africa
1. Everything in Africa bites. Even the plants. If it doesn't bite, it stings.
2. If you stay still long enough, something will come eat you.
3. Never try to outrun anything in Africa. You'll lose. Even Jesse Owens would lose.
4. Know how to shoot and have your rifle sighted in. The Swahili word for hunters who don't do this translates to "Lion poop" for a reason.
5. If you kill any game within an hour of twilight, you will be walking back to camp, covered in tasty blood all the predators can smell -- alone.

by kannonfyre @ CRKT "flipperred" knives

Whenever you fall

Whenever you fall, pick something up
by Oswald Avery

Friday, May 14, 2010

O realności założonych celów

Earning $1 billion per year, running a marathon at the age of 60 and giving away 1,000,000 copies of How To Be Rich and Happy are all realistic, because they are physically possible [..]
On the other hand if you’re a one-legged 4’ 6” Chinese women about to start collecting your pension, it’s not realistic to have a goal of making the US Mens Olympic Basketball team. Call me a dream crusher if you like, but that is just plain unrealistic.


via: Do Smart Goals Suck?

Thursday, May 13, 2010

Eskimosi do budowy Igloo

Eskimosi do budowy Igloo używają noży z kłów morsa. Dlaczego? bo nie przymarzają do lodu jak każda, nawet najbardziej kosmiczna stal.

Rodzi się legenda ale czy zasłużenie ?

W nawiązaniu do pogrzebu Lecha Kaczyńskiego:

[..] do podobnych zdarzeń doszło w Warszawie przed 88 laty, po tragicznej śmierci zamordowanego prezydenta Narutowicza. Jednego dnia tysiące ludzi obrzucało go z nietajoną nienawiścią bryłami lodu i kamieniami. Drugiego dnia, gdy zginął, tysiące ludzi dzień i noc stały przed Belwederem, w milczeniu żegnając człowieka, który uosabiał majestat Rzeczypospolitej. Gdy 19 grudnia 1922 r. o godzinie 11 z dziedzińca belwederskiego ulicami Warszawy ruszył pochód żałobny z ciałem prezydenta Narutowicza, na jego krótkiej trasie prowadzącej na Zamek Królewski zgromadziło się, jak notują kroniki i wspomnienia, ponad pół miliona rozpaczających ludzi. Było ich tak dużo, że dopiero po ponad dwóch godzinach czoło pochodu dotarło do placu Zamkowego. Przez trzy doby w Sali Rycerskiej zamku, defilując przed trumną Gabriela Narutowicza, setki tysięcy ludzi żegnały swego wielkiego, tragicznego prezydenta. Wczoraj prawie 100 lat później, dziesiątki i setki tysięcy ludzi żegnały swego tragicznie zmarłego prezydenta. Podobnie tysiące ludzi stały całą noc, czy cały dzień na chłodzie i deszczu, by pokłonić się przed człowiekiem, który uosabiał majestat Rzeczypospolitej. Nikt z oczekujących nie przypominał, że był on w istocie politykiem przegranym, że sondaże nie dawały mu dużych szans na reelekcję. Żegnali go i ci, którzy na niego nie głosowali, i ci, którzy uważali, że nie był dobrym prezydentem. Nagle przez swą tragiczną śmierć stał się prezydentem wszystkich Polaków. [..] Nagle ci oboje, para prezydencka, wydali nam się piękniejsi i jakby wyraźnie wyżsi

via: art. Rodzi się legenda, aut. Dariusz Baliszewski, Wprost z 25 IV 2010, str. 68

Dwadzieścia cali na biurku Lesia

Rzeczywistość "Lesia" - ale także "Dzieci z Bullerbyn", "Bolka i Lolka" czy "Pana Samochodzika" - zaczyna być dla odbiorcy równie niezrozumiała, jak dla mnie była rzeczywistość dziewiętnastowiecznej wsi z "Janka Muzykanta". Technologia tak głęboko weszła w nasze życie, że najnormalniej w świecie zaczyna brakować literatury, której bohaterowie żyliby naszym życiem, w świecie centrów handlowych, tanich linii lotniczych, kart płatniczych; którzy do sąsiedniego kraju wyskakiwaliby bez paszportów na obiad i których perypetiom towarzyszyłby telefon komórkowy, laptop i aparat cyfrowy.

via art. Dwadzieścia cali na biurku Lesia, aut. Jakub Chabik, Computerworld z 26 II 2008, str. 13

Tuesday, May 11, 2010

Cherlawy faraon

Potwierdzono ponad wszelką wątpliwość, że Tutanchamon był synem Echnatona, słynnego faraona heretyka, który obalił kult najważniejszego egipskiego boga Amona i zaczął czcić Atona, mało znane bóstwo solarne. Dzięki badaniom genetycznym stało się jasne, że matka Tutanchamona była jednocześnie jego ciotką, siostrą jego ojca. Tutanchamon również ożenił się ze swoją siostrą. W starożytnym Egipcie nie było to nic nadzwyczajnego, ale takie małżeństwa doprowadzały do degeneracji fizycznej i potomstwa i tym tłumaczy się zły stan zdrowia Tutanchamona.

Jako doskonały komentarz do powyższego kojarzy mi się zasłyszany kiedyś wierszyk nieznanego mi autora:

Jesteś lepszy niż tata
mówi siostra do brata
wiem siostrzyczko miła
mama też mi to mówiła


via: art. Cherlawy faraon - rozmowa z prof. Karolem Myśliwcem z Zakładu Archeologii Śródziemnomorskiej Polskiej Akademii Nauk, aut. Marta Landau, Wprost nr 18/2010, str. 75

Monday, May 10, 2010

O grubości gazet

W trakcie lektury różnych pouczających rzeczy trafiłem na dość zaskakujące a jednocześnie dobrze oddające rzeczywistość spostrzeżenie:
After years of reading newspapers, I've never seen a paper that said, "sorry, not much happened yesterday, so today's paper is shorter than usual."
i faktycznie, np.: tak Wyborcza zawsze miła taką grubość, że jednym egzemplarzem gazety dawało się wyłożyć podłogę do malowania w 40 metrowym mieszkaniu, o czym dobrze wiem, bo stosowałem ten patent kilkakrotnie :)

via: All the news that fits

Ekologiczna budowa

Zazwyczaj duża budowa to raczej zniszczenia, niż jakikolwiek pożytek dla srodowiska naturalnego. Okazuje się jednak, że może być inaczej:
[..] do wykonania nasypów (w sumie 800 tys. m sześc.) zamiast 730 tys. wywrotek z ziemią, które sparaliżowałyby okoliczne ulice, wykonawca wydobywa piasek z dna Wisły i miesza go z żużlem i popiołami z pobliskiej elektrociepłowni Żerań. - Badania udowodniły, że ten materiał to strzał w dziesiątkę. Przy okazji znika góra odpadów i trwa regulacja rzeki [..]

via: art. Budowa mostu Północnego zagrożona przez kable, aut. Jarosław Osowski, Gazeta.pl

Friday, May 7, 2010

If you break your neck

If you break your neck, if you have nothing to eat, if your house is on fire, then you got a problem. Everything else is inconvenience
by Robert Fulghum

Thursday, May 6, 2010

Dyskusja Boga ze św. Franciszkiem na temat trawników

Wyobrażacie sobie jak wyglądałaby dyskusja Boga ze św. Franciszkiem na temat trawników ? Zerknijcie TUTAJ. Warto :)

Wednesday, May 5, 2010

Nie mam czasu na nic, nie mam czasu dla siebie, czyli o odwlekaniu, szczerości i równowadze

Nie mam czasu na nic, nie mam czasu dla siebie, czyli o odwlekaniu, szczerości i równowadze
Chyba każdy z nas podejmuje jakąś decyzję z odwleczeniem. Przez decyzję z odwleczeniem rozumiem na przykład "przeczytam tą książkę w weekend", "zajmę się sprzątaniem pojutrze", "pójdę do kina jak się odrobię z robotą", "kupię to pismo, to sobie poczytam w wolnej chwili" itp itd. Często robimy to nie zdając sobie w ogóle sprawy z tego, że właśnie to zrobiliśmy. Zazwyczaj po raz kolejny w tym tygodniu. Prawda jest jednak okrutna - najczęściej ten "wymarzony" odroczony moment o którym była mowa w odroczeniu albo nie nadchodzi albo nadchodzi z dużym opóźnieniem. Dopiero po jakimś czasie orientujemy się że ta duża kupa makulatury na biurku, to właśnie pisma kupione do poczytania w wolnej chwili, zaś filmu na który mieliśmy iść do kina, dawno już nie grają. Znacie to ? Ja to znam. Do niedawna zdarzało mi się to dość często. Zazwyczaj próbujemy się wtedy usprawiedliwić mówiąc, że tempo życia jest tak szybkie, że na nic nie mamy czasu. Wiem to, bo nie tylko często słyszałem takie stwierdzenie od innych ale i sam w ten sposób próbowałem się usprawiedliwiać. Zakładam więc, że sytuacja o której tu piszę jest Ci czytelniku znana.

Jedną z zalet świadomego życia jest szczerość. Szczerość wobec innych i szczerość wobec siebie. O tej pierwszej napisano takie ilości książek, że powielanie tu ich nie ma najmniejszego sensu. O tej drugiej jednak mało kto mówi i tego już zupełnie nie rozumiem. Temat szczerości wobec siebie albo pomija się całkowicie albo pojawiają się jakieś wypowiedziane półgębkiem pojedyncze zdania. Z moich doświadczeń mogę powiedzieć, że szczerości wobec siebie nie uczą niestety w szkołach i człowiek dopiero potem sam się jej uczy. Jest to proces dość powolny, bo związany jest również z uczeniem się dostrzegania prawdy w otoczeniu i ... swoich działaniach. W warunkach bojowych często dostrzeżenie prawdy jest nie tylko trudne ale i prowadzi do bolesnych wniosków. Przykład ? Proszę bardzo. Wykańcza mnie poranne wstawanie do pracy --> Dlaczego ? --> Bo wstaje kompletnie zmęczony. Zakładam, że do tego miejsca dotarliśmy wspólnie i każdy z czytelników pomyślał to samo, bo nie raz sam zawalił nockę. Teraz jednak zaczynają się wyboje, bo dalsze ciągnięcie dalej tego rozmyślania wymaga od nas szczerości wobec samych siebie. Idźmy więc dalszym tokiem tego rozumowania : Ale dlaczego wstaję zmęczony ? --> Bo za krótko spałem --> Ale dlaczego za krótko spałem ? --> Bo poszedłem spać po północy --> Ale dlaczego poszedłem spać po północy ? --> Bo nie dość że czytałem książkę a potem siedziałem przy komputerze, to jeszcze miałem mnóstwo innej roboty do zrobienia, którą musiałem skończyć itp. itd. --> czemu więc to tyle trwało ? --> bo wziąłem sobie do zrobienia za dużo --> czemu więc wziąłem sobie do zrobienia za dużo ? --> bo źle oszacowałem zarówno ile mi to zajmie, jak i ile czasu tak naprawdę mam do dyspozycji. Koniec. Wnioski ? Kiepsko zarządzam swoim czasem ? Może jednak zadam takie dość przewrotne pytanie: czy wiesz ile naprawdę czasu masz do dyspozycji w ciągu tygodnia ? Odpowiesz : no jak wrócę z pracy, tak ? nim pójdę spać, tak ? A czy wiesz ile go jest tak naprawdę ?

Zacznę od oczywistej prawdy, że tydzień to 7 dni, z czego 5 roboczych (tzw. roboczy tydzień) i dwa wolne od pracy (przynajmniej teoretycznie). Zazwyczaj na sen schodzi nam jakieś 7-7,5h, na prysznic/śniadanie/ubranie się ok 1h. Teraz wszystko w kategorii dojazdy. Czy dojeżdżasz autem, czy poruszasz się komunikacją miejską to ta sama bajka. W warunkach warszawskich zarówno wyciągnięcie auta z garażu i dojazd nim do pracy, a potem szopki ze znalezieniem miejsca do zaparkowania (co np. w centrum Warszawy potrafi być zadaniem niebanalnym i potrafi zająć np. 40 minut), jak i dojście na przystanek ewentualnie stację i odczekanie na przyjazd a potem jazda autobusami/metrem/pociągiem - zajmuje w sumie minimum 1,5 h dziennie w jedną stronę, co daje w sumie 3-3,5h dziennie w zależności od korków. Na pracę ok. 8,25h-9 h. Jak to zsumować to w optymistycznym wariancie na pozostałe aktywności zostaje nam prawie 5h, w pesymistycznym zaś tylko 3h. A nawet jeszcze nie uwzględniłem w nim czasu na zjedzenie obiadu, o jego przyrządzeniu w ogóle nie wspominając. I teraz zastanów się szczerze, czy naprawdę z tych trzech godzin chcesz poświęcić jedną na czytanie pudelka, czy odwiedziny na naszej klasie ? Chyba szkoda czasu, co ?

Wracając jednak do obliczeń : te uzyskane 3 czy 5 godzin mnożymy razy 5. Do tego dochodzi zazwyczaj sobota i niedziela. Myślę więc, że w ciemno mogę założyć, że statystyczny mieszkaniec województwa mazowieckiego do swojej dyspozycji ma w ciągu tygodnia +/- od 39h do 49h. A czasem jeszcze mniej, bo na przykład na wsiach w niedzielę nie wolno pracować, więc mieszkańcom podwarszawskich okolic wypada z niedzielnego grafiku np. kopanie ogródka, czy sadzenie kwiatków. Jak więc mając tak mało czasu dla siebie odnaleźć jakąś równowagę ? Jak w tak rozłożonym grafiku tygodniowym znaleźć czas dla siebie na naukę języków, lekturę książek, czy też zwykły telefon do przyjaciela ? Da się. W przypadku tych trzech wspomnianych rzeczy da się je robić w czasie przeznaczonym na dojazdy. To pierwsza rzecz jakiej się nauczyłem po przyjeździe do Warszawy i muszę przyznać bardzo sprytna. Wystarczy korek, lub czerwone światło, by zobaczyć ile osób w samochodach rozmawia przez zestawy słuchawkowe (albo i bez nich). To samo dotyczy pasażerów komunikacji miejskiej i pociągów. Co do audiobooków, to nie pomylę się chyba specjalnie jeśli powiem, że tak z moich obserwacji i rozmów to w ślepo mogę obstawiać, że mieszkańcy aglomeracji warszawskiej są odpowiedzialni za jakieś 70% sprzedaży wszystkich audiobooków w polskiej sieci. Jak natomiast dobrze wykorzystać tą małą część doby, którą mamy do swojej dyspozycji ? Jest kilka podejść. Ostatnio zacząłem preferować to, w którym jest lista rzeczy do zrobienia (może być na kartce, w telefonie, czy nawet trzymana online) i zakłada się, że z tej listy zrobi się tylko JEDNĄ rzecz dziennie. Nie ważne czy jest to rzecz dla siebie, czy dla współmałżonka, czy wspólna. Polityka jedna rzecz na raz pozwala nie tylko skupić się na zrobieniu tej jednej rzeczy ale przede wszystkim uniknąć stresu związanego z faktem, że jeszcze coś innego czeka do zrobienia i odczuwamy ciśnienie w związku z obawą, że się nie wyrobimy. Jakby tego było mało zajmujemy się tą jedną rzeczą z uwagą i powoli. Zazwyczaj (bo nie powiem, że zawsze) dzięki polityce jednej rzeczy na raz unikamy też wpadania w siedzenie do nie wiadomo której nad ranem. W efekcie tego chodzę w miarę normalnie spać i wstaję wypoczęty. Jak dla mnie - same plusy.
A jakie tricki sprawdzają się Wam ? Co Wam przeszkadza ? Co pomaga ? Jakie "narzędzia" stosujecie ?


[edit] wiem o czym zapomniałem: Doskonały przykład optymalizacji czasu: Kobiety są w stanie malować sobie paznokcie stojąc w korkach. Sam widziałem :)