Tuesday, September 2, 2008

Przypadki z życia wampira, czyli zapalenie rogówki

Każdy, kto kiedykolwiek zerknął się z książkami i filmami o wampirach kojarzy zepewne ból jaki powodowało u wampirów dzienne światło. Palący ból, który powodował, że skręcały się z bólu i zaczynały płonąć. Ja co prawda nie płonę, ale właśnie doświadczam takiego bólu. Rani mnie światło, ranią mnie kontrasty świetlne, a nawet światło odbite od asfaltu. Światlo powoduje świdrujący ból w głowie. Przez lata naszego życia nasze oczy działają w stereo : mam tu na myśli takie działanie, że jeśli wyjdziemy powiedzmy z ciemnego korytarza, na jasny plac, żrenice w naszym oku (to jak przesłona w aparacie) zwężą się, by do oka nie dostało się za dużo światła, i nawet jeśli jedno oko sobie w tym czasie zamkniecie, to jego żrenica i tak się zwęży, podobnie jak oka otwartego. Podobnie jest u mnie, jedno oko mam pod opatrunkiem, ale niestety nie umiem sprawić by nie reagowało w stereo. Każde zwężenie źrenicy tego chorego oka powoduje u mnie cholerny ból. Robię więc co mogę, by oświetlenie było łagodne i w miarę równomierne. Siedzę więc w domu, z zasłoniętymi oknami i cieszę się stworzonym w ten sposób mrokiem. Wieczorem, gdy słońce zajdzie i niebo nabierze granatowej barwy, przejdę się nawet na zakupy do sklepu. W dzień jest to raczej niemożliwe. No, chyba, że udałoby mi się skołować skądś okulary spawalnicze. I pomyśleć, że tak niewinnie się zaczęło. W zeszłym tygodniu zacząlem odczuwać coraz to większy dyskomfort w jednym oku. W końcu w czwartek gdy już ledwo patrzyłem na to oko, wylądowałem u lekarki, która obwieściła mi, iż nabawiłem się zapalenia rogówki. Oczywiście jestem twardziel (w tym przypadku jest to synonim słowa idiota) i zamiast od razu iść na L4, postanowiłem dalej dzielnie pojawiać się w pracy. Niestety jedyne co tym osiągnąlem, to oprócz ton stresu, chyba tylko to, że przypuszczalnie pogorszyłem swój stan. Nie wziąłem bowiem pod uwagę ile światła jest teraz na dworze i jak bardzo rozwinięty jest system oświetleniowy w budynku mojej firmy. Jednym słowem cały dzień przemykałem się korytarzami jak szpieg z krainy Deszczowców. Do momentu, w którym stwierdziłem, że naprawdę nie mogę tak dłużej, i poszedłem drugi raz do lekarza. I nie chcę tu moralizować, ale jeśli kiedykolwiek trafi Wam się coś takiego, idźcie od razu na L4. I nie żartuję. Piszę to na laptopie, którego matrycę ściemniłem tak bardzo, że następnym stopniem jej pracy jest całkowite wygaszenie. Bo jeśli jest jaśniej, to jej światło mnie razi a to powoduje ból.

Z ciekawostek: system pomiaru odległości u człowieka działa na zasadzie porównywania obrazu z każdego oka. Jako że jedno moje oko znajduje się pod opatrunkiem odkryłem, że wcale nie jest tak łatwo przybić piątala, uściśnąć komuś dłoń, podobnie jak nie jest łatwo trafić rękę do wprost klamki w drzwiach. Najgorsze jest jednak pokonywanie zakrętów w stronę zasłoniętego oka. Człowiek naturalnie wchodzi ze złą trajektorią w zakręt próbując się zabić o ścianę/meblośćiankę/regał z książkami itp.
Po kilkau dniach idzie się przyzwyczaić i człowiek uczy się wprowadzać "poprawki" do trajektorii ale początki są ... bolesne.