Thursday, May 13, 2010
Eskimosi do budowy Igloo
Eskimosi do budowy Igloo używają noży z kłów morsa. Dlaczego? bo nie przymarzają do lodu jak każda, nawet najbardziej kosmiczna stal.
Rodzi się legenda ale czy zasłużenie ?
W nawiązaniu do pogrzebu Lecha Kaczyńskiego:
[..] do podobnych zdarzeń doszło w Warszawie przed 88 laty, po tragicznej śmierci zamordowanego prezydenta Narutowicza. Jednego dnia tysiące ludzi obrzucało go z nietajoną nienawiścią bryłami lodu i kamieniami. Drugiego dnia, gdy zginął, tysiące ludzi dzień i noc stały przed Belwederem, w milczeniu żegnając człowieka, który uosabiał majestat Rzeczypospolitej. Gdy 19 grudnia 1922 r. o godzinie 11 z dziedzińca belwederskiego ulicami Warszawy ruszył pochód żałobny z ciałem prezydenta Narutowicza, na jego krótkiej trasie prowadzącej na Zamek Królewski zgromadziło się, jak notują kroniki i wspomnienia, ponad pół miliona rozpaczających ludzi. Było ich tak dużo, że dopiero po ponad dwóch godzinach czoło pochodu dotarło do placu Zamkowego. Przez trzy doby w Sali Rycerskiej zamku, defilując przed trumną Gabriela Narutowicza, setki tysięcy ludzi żegnały swego wielkiego, tragicznego prezydenta. Wczoraj prawie 100 lat później, dziesiątki i setki tysięcy ludzi żegnały swego tragicznie zmarłego prezydenta. Podobnie tysiące ludzi stały całą noc, czy cały dzień na chłodzie i deszczu, by pokłonić się przed człowiekiem, który uosabiał majestat Rzeczypospolitej. Nikt z oczekujących nie przypominał, że był on w istocie politykiem przegranym, że sondaże nie dawały mu dużych szans na reelekcję. Żegnali go i ci, którzy na niego nie głosowali, i ci, którzy uważali, że nie był dobrym prezydentem. Nagle przez swą tragiczną śmierć stał się prezydentem wszystkich Polaków. [..] Nagle ci oboje, para prezydencka, wydali nam się piękniejsi i jakby wyraźnie wyżsi
via: art. Rodzi się legenda, aut. Dariusz Baliszewski, Wprost z 25 IV 2010, str. 68
[..] do podobnych zdarzeń doszło w Warszawie przed 88 laty, po tragicznej śmierci zamordowanego prezydenta Narutowicza. Jednego dnia tysiące ludzi obrzucało go z nietajoną nienawiścią bryłami lodu i kamieniami. Drugiego dnia, gdy zginął, tysiące ludzi dzień i noc stały przed Belwederem, w milczeniu żegnając człowieka, który uosabiał majestat Rzeczypospolitej. Gdy 19 grudnia 1922 r. o godzinie 11 z dziedzińca belwederskiego ulicami Warszawy ruszył pochód żałobny z ciałem prezydenta Narutowicza, na jego krótkiej trasie prowadzącej na Zamek Królewski zgromadziło się, jak notują kroniki i wspomnienia, ponad pół miliona rozpaczających ludzi. Było ich tak dużo, że dopiero po ponad dwóch godzinach czoło pochodu dotarło do placu Zamkowego. Przez trzy doby w Sali Rycerskiej zamku, defilując przed trumną Gabriela Narutowicza, setki tysięcy ludzi żegnały swego wielkiego, tragicznego prezydenta. Wczoraj prawie 100 lat później, dziesiątki i setki tysięcy ludzi żegnały swego tragicznie zmarłego prezydenta. Podobnie tysiące ludzi stały całą noc, czy cały dzień na chłodzie i deszczu, by pokłonić się przed człowiekiem, który uosabiał majestat Rzeczypospolitej. Nikt z oczekujących nie przypominał, że był on w istocie politykiem przegranym, że sondaże nie dawały mu dużych szans na reelekcję. Żegnali go i ci, którzy na niego nie głosowali, i ci, którzy uważali, że nie był dobrym prezydentem. Nagle przez swą tragiczną śmierć stał się prezydentem wszystkich Polaków. [..] Nagle ci oboje, para prezydencka, wydali nam się piękniejsi i jakby wyraźnie wyżsi
via: art. Rodzi się legenda, aut. Dariusz Baliszewski, Wprost z 25 IV 2010, str. 68
Dwadzieścia cali na biurku Lesia
Rzeczywistość "Lesia" - ale także "Dzieci z Bullerbyn", "Bolka i Lolka" czy "Pana Samochodzika" - zaczyna być dla odbiorcy równie niezrozumiała, jak dla mnie była rzeczywistość dziewiętnastowiecznej wsi z "Janka Muzykanta". Technologia tak głęboko weszła w nasze życie, że najnormalniej w świecie zaczyna brakować literatury, której bohaterowie żyliby naszym życiem, w świecie centrów handlowych, tanich linii lotniczych, kart płatniczych; którzy do sąsiedniego kraju wyskakiwaliby bez paszportów na obiad i których perypetiom towarzyszyłby telefon komórkowy, laptop i aparat cyfrowy.
via art. Dwadzieścia cali na biurku Lesia, aut. Jakub Chabik, Computerworld z 26 II 2008, str. 13
via art. Dwadzieścia cali na biurku Lesia, aut. Jakub Chabik, Computerworld z 26 II 2008, str. 13
Subscribe to:
Posts (Atom)