Trafił mi się pewien dokument w formacie docx (taaaa), otwarłem go w Open Office 3.0 na maka - dupa, rozjechane formatowanie, OO3.0 na maku zupełnie inaczej rozumie użycie ramek, inaczej pokazuje nagłówki i stopki, generalnie dokument rozpieprzony, jakby trafił w niego pocisk. Hmmmm.....Co by tu jeszcze ? Ale przecież jest microsoft office ... kupować tego szkoda kasy ale proszę ... microsoft office 2008 for mac test drive .. dobra ściągnę ... eee nic z tego ... najpierw durna rejestracja usera na stronie ms... to nic że ściągam triala .. najpierw i tak trzeba uzupełnić szczegółową ankietkę ... potem dopiero ściąganie instalki ... o geeez ... zaledwie 545 MB (tak, to nie żart, ponad pół gigabajta) .. potem instalacja i zabawa w aktywację ... potem otwarcie wspomnianego (jednego!) 3 stronicowego dokumentu i ........ zdębiałem .... To nic, że dokument jest OK, ale maszyna ledwie dyszy, bo jest totalnie zajechana. Na dodatek Activity Monitor pokazuje mi że proces Microsoft Word używa 549 MB pamięci typu Virtual (w uproszczeniu to taki typ pamięci, gdy system tworzy swap na dysku udający dalszy obszar RAM-u). Pomijam już fakt, że mso2008 totalnie zabija mi maszynę (najszybszy procesor z linii G4 !!!) ale po co Word 2008 tak ogromną pamięci zarezerwował, to nie wiem. Ale, ale, mam na to lekarstwo :) Japco + Q (zamykam program), Japco + Tab (przełączanie aplikacji) przełączam się na Finder (systemowy file manager), przechodzę --> Appplications --> Microsoft Office 2008 --> Przeciągam na kosz i voila ! Naprawione ! Uff, system powoli odzyskuje równowagę :)
Tuesday, April 7, 2009
Dziwna tendencja czyli flash only
Kiedyś dawno dawno temu, w czasach gdy odpisywało się pod cytatem a nie nad cytatem, sygnaturki miały 4 linijki, zaś pisanie postów i listów w HTML-u było tępione jako wyraz lamerstwa i buractwa, była pewna złota zasada mówiąca, że jeśli strona używała RAMEK to przygotowywało się też uproszczoną nawigację na stronę dla przeglądarek, które NIE obsługują ramek (*). Nastał flash, cudowna technologia sprawiająca, że wszystko na stronie biega, klika, wydaje dźwięki i wygląda pięknie i cudnie. Jest tylko jedno małe ale, bo zanim się te kilogramy kodu flash załadują mija trochę czasu a poza tym niektóre przeglądarki (np. te w naszych telefonach) nie dają rady tego obsłużyć, albo robią to w ograniczony sposób. . I dziwnym trafem jakoś wszyscy dostali amnezji, że może przydałaby się wersja HTML only właśnie dla takich przeglądarek.
Kolejny raz spotykam się z sytuacją, że strona jest zrobiona tylko pod flash. Dla mnie jest to wyraz technologicznej ignorancji. Tek, zdaję sobie sprawę, że technologia ta jest na rynku już dość długo i de facto jest standardem, ale chyba chcąc dotrzeć do klientów należy im zadanie ułatwiać a nie utrudniać. Czy naprawdę trzeba ściągać 1 MB danych, żeby móc zobaczyć dane kontaktowe do firmy (typu ulica, kod pocztowy, numery telefonów, czy mail) zajmujące w sumie mniej niż 120 znaków ??!!! (i to z nazwiskiem prezesa włącznie). Mam takie swoiste poczucie przymusu ściągania danych. Wymusza się na nas nabijanie licznika. Jak tego nie zrobię, to zobaczę TYLE (przykład: strona firmy Certus):
jeszcze większa bzdura to przymusowa czołówka (intro) na głównej stronie powitalnej. Największy wypas jest wtedy, gdy wspomniana czołówka ta (intro) zawiera całą prezentację produktów, firmy, zdjęcia zespołu, filmiki i inne pierdoły jest 1) nie do ominięcia 2) trwa 8 minut. Przypadkiem (w ramach poszukiwań pracy) trafiłem jakieś dwa tygodnie temu na takiego potworka, niestety nie mogę sobie przypomnieć adresu a mam wyłączoną historię w przeglądarce, ale jeśli tylko mnie oświeci, nie omieszkam i zamieszczę tu ten adres :)
(*) -tak, wiem, że ciężko to sobie wyobrazić, ale kiedyś nie wszystkie przeglądarki obsługiwały ramki :)
Kolejny raz spotykam się z sytuacją, że strona jest zrobiona tylko pod flash. Dla mnie jest to wyraz technologicznej ignorancji. Tek, zdaję sobie sprawę, że technologia ta jest na rynku już dość długo i de facto jest standardem, ale chyba chcąc dotrzeć do klientów należy im zadanie ułatwiać a nie utrudniać. Czy naprawdę trzeba ściągać 1 MB danych, żeby móc zobaczyć dane kontaktowe do firmy (typu ulica, kod pocztowy, numery telefonów, czy mail) zajmujące w sumie mniej niż 120 znaków ??!!! (i to z nazwiskiem prezesa włącznie). Mam takie swoiste poczucie przymusu ściągania danych. Wymusza się na nas nabijanie licznika. Jak tego nie zrobię, to zobaczę TYLE (przykład: strona firmy Certus):
jeszcze większa bzdura to przymusowa czołówka (intro) na głównej stronie powitalnej. Największy wypas jest wtedy, gdy wspomniana czołówka ta (intro) zawiera całą prezentację produktów, firmy, zdjęcia zespołu, filmiki i inne pierdoły jest 1) nie do ominięcia 2) trwa 8 minut. Przypadkiem (w ramach poszukiwań pracy) trafiłem jakieś dwa tygodnie temu na takiego potworka, niestety nie mogę sobie przypomnieć adresu a mam wyłączoną historię w przeglądarce, ale jeśli tylko mnie oświeci, nie omieszkam i zamieszczę tu ten adres :)
(*) -tak, wiem, że ciężko to sobie wyobrazić, ale kiedyś nie wszystkie przeglądarki obsługiwały ramki :)
Subscribe to:
Posts (Atom)