Wspominałem już kiedyś, że z racji mnogości wszelkiego rodzaju instytucji rządowych, do Warszawy non stop zjeżdżają się hordy protestantów, którzy pół biedy, gdy tylko blokują miasto, ale najczęściej jeszcze je demolują, podobnie jak wszystkie napotkane na swojej drodze przedmioty mniej lub bardziej ruchome (typu kontener ze śmieciami, prywatne samochody czy sklepowe wystawy). Mieszkańcy Warszawy oczywiście witają kolejnych protestujących z otwartymi ramionami, bo nic tak z rana nie poprawia humoru, jak totalny korek w centrum miasta, dzięki któremu albo kilka kilometrów do pracy jedzie się półtorej godziny, albo trzeba pokonywać tę trasę na piechotę.
Czemu znów do tego wracam ? Ano, jak donosi Wyborcza, w ten piąteczek znów będzie maleńki proteścik, na wypas przyjeżdża bowiem kilkadziesiąt tysięcy związkowców, że zacytuję dosłownie: domagać się od rządzących godnych płac i godnych emerytur. Związkowcy upomną się o poprawę dialogu społecznego, rezygnację z podwyższenia wieku emerytalnego oraz o właściwą ochronę socjalną. "S" chce też zwrócić uwagę na problem złych warunków pracy, rosnącego rozwarstwienia płac oraz braku rozwiązań systemowych w zakresie ubezpieczeń społecznych.
Chciałbym zwrócić uwagę na jedno zdanie w samym artykule: "Kilkadziesiąt tysięcy związkowców ma przyjechać w piątek do stolicy [..]".
Każdy kto ukończył szkołę podstawową wie, że pieniądze się nie biorą z powietrza i trzeba je albo zarobić albo pozyskać w drodze wymiany za inne dobra.
Jeśli będziemy produkować i sprzedawać jakąś rzecz poniżej kosztów produkcji i realnej wartości wytworzonej rzeczy szybko zbankrutujemy. Państwo jest taką samą firmą jak inne. Niezasłużone przywileje emerytalne całych grup pracowników wykańczają ten kraj, ponieważ powoli zaczynamy mieć więcej emerytów niż pracujących. "Darmowa" służba zdrowia podobnie. Oba te tematy już dawno powinny były zostać załatwione przez każdy rząd, który był w tym kraju powołany od 1990 roku, a żaden tak naprawdę nie dokonał radyklanych ruchów i nie uzdrowił sytuacji w tych zagadnieniach.
Jest taki znany wszystkim studentom termin: rozwiązanie problemu, przez przeciągnięcie do przerwy, oznaczające takie rozwleczenie tematu na wykładzie, by zadzwonił dzwonek i można było opuścić salę bez rozwiązania problemu. Dokładnie na tej zasadzie wszystkie poprzednie rządy rozwiązywały problem szpitali i całej służby zdrowia, podobnie jak emerytów, nauczycieli i górników. Zamiast dokonać radykalnego cięcia, by uleczyć tego raka i zapewnić szybką kurację, kolejne rządy nie dotykały tego śmierdzącego jajka w obawie by się nie ubrudzić - czyli nie robimy porządków, bo wyborcy przestaną nas lubić i nie wybiorą na następną kadencję. Równo tu winni są i ci z lewej i ci z prawej i ci ze środka.
Chciałbym tylko by szanowni protestujący zechcieli zapoznać się z prognozami dotyczącymi przyrostu naturalnego w naszym kraju na następne lata, zwłaszcza zaś z szacowanym przekrojem wiekowym narodu. Poza tym każdy młody, który wyjedzie z Polski w poszukiwaniu szczęścia za granicą, to kolejna osoba mniej płacąca do ZUS. Moim zdaniem sumaryczne wnioski są oczywiste : jeśli szybko nie dokonamy radykalnej reformy emerytur i radykalnie nie ograniczymy wcześniejszego przechodzenia na emerytury, cały ten system w naszym kraju doświadczy takiego krachu, że zatrzęsną się mury.
Nie można wiecznie dokładać kasy do interesu, który generuje tylko same straty, bo się zbankrutuje. Nawet dzieci to rozumieją. A teraz okazuje się, że związkowcom udało się znaleźć kilkadziesiąt tysięcy osób, które tego nie rozumieją i przyjadą protestować pod siedzibą rządu by nie leczył chorego, tylko pozwolił mu skonać w męczarniach. A nam i naszym dzieciom nie będzie kto miał wypłacić emerytur. Jak to ktoś kiedyś powiedział "Po nas choćby potop". I oni naprawdę chcą by tak było.
I tego to już za cholerę zrozumieć nie umiem.
Tuesday, August 26, 2008
Subscribe to:
Posts (Atom)