Tytułowe stwierdzenie może jest dość przewrotne, ale śmiem twierdzić, że zapach dobrej kawy potrafi zdziałać cuda. Od jakiegoś czasu zacząłem bowiem pijać z rana kawę. Nie byle tam jaką kawę z automatu "za złotówkę" jakie czasem się widuje na dworcach, czy rozpuszczalną lurę ze słoika za 5 PLN, lecz prawdziwą mieloną kawę z opakowania. Taką kawę zalewa się wrzątkiem i zostawia na chwilę, żeby "naciągła", a dopiero po jakimś czasie dodaje mleka czy cukru. Zanim jednak dojdzie do samego parzenia kawy trzeba przecież sięgnąć po paczkę kawy, otworzyć ją i przy pomocy łyżeczki nałożyć odpowiednią ilość naszej ulubionej używki. Zas aromat kawy z otwartej paczki zaczyna unosić się w powietrzu i otaczać cie. I wtedy nie ważne jakiego masz pecha, jakie problemy, jak kiepski był twój początek dnia, czy jak trudna jest twoja miłość. Po prostu podnosisz otwartą paczkę kawy bliżej twarzy i powoli zaciągasz się jej aromatem. I od razu człowiekowi robi się lepiej na duszy. Jakoś tak spokojniej. A zapach kawy pozwala oddalić wszelkie troski i zmartwienia i nabrać zdrowego dystansu do spraw. I nie wiem, co takiego jest w zapachu mielonej kawy, ale to działa. Po prostu działa. I działa niezależnie od tego, jak kiepski humor akurat masz. Ot tak po prostu. Wszystkim, którzy na zbliżający się koniec roku szukają jakichś przyjemności w życiu polecam "czarną parzoną". 100% pewniak.
PS. Wbrew pozorom nie trzeba pakować nosa do samego środka opakowania, no chyba, że chcemy "wciągnąć" kawę nosem jak narkomani :)
Subscribe to:
Posts (Atom)