Rano w radiu zapowiadano porywisty wiatr i przelotne opady deszczu. Tyle teorii.
Praktyka wyglądała zaś tak, że kiedy wysiadłem z pociągu, to nim doszedłem do domu
a) ulewny deszcz zmoczył mnie tak, że po wejściu do domu musiałem wyżymać praktycznie wszystkie swoje rzeczy łącznie z butami*,
b) huraganowy wiatr przegwizdał mnie na wylot tak, że nawet w zimie tak nie zmarzłem,
c) siła wiatru była taka, że
1) bez problemu przewiewał kompletnie mokre spodnie,
2) ponieważ wiatr wiał mi w twarz żeby w ogóle iść do przodu musiałem iść pod kątem zdecydowanie zbliżonym do 45 stopni,
d) musiałem naciągnąć na twarz kaptur, bo deszcz napieprzał tak, że uderzenia deszczu w twarz zwyczajnie bolały
Następnym razem jak mi ktoś zapowie przelotne opady deszczu to chyba kupię skrzynkę zgniłych pomidorów i pójdę protestować pod IMGW.
Dziś w radiu informowano, że po tych przelotnych opadach deszczu prądu nie ma kilka tysięcy osób w wielu województwach a strażacy wyjeżdżali do zwalonych drzew i poniszczonych dachów.
* - prawie, bo nie przemókł mi plecak, który był wilgotny z wierzchu
Thursday, April 7, 2011
Subscribe to:
Posts (Atom)