Kiepski dzień wczoraj, kiepski dzisiaj, ogólnie brak jakoś powodów do radości, jednym słowem dół, dół i trzy metry mułu. Wczoraj to chociaż była ładna pogoda i umyłem kompletnie swój samochód, łącznie z czyszczeniem tapicerki i deski rozdzielczej, myciem pasów bezpieczeństwa, szczegółowym odkurzaniem itp itd. Dzisiaj miał być myty drugi raz i suszyć się cały dzień na słońcu. Tyle że słońce o godzinie 9.40 poszło w pizdu i od tej chwili na niebie tylko czarne chmury z których co jakiś czas pokropuje drobny deszczyk. Myślałem, że jak ma być taka pogoda, to posadzę brzózki jutro. Jest tylko małe ale. Dziś wieczorem i całe jutro ma padać silny deszcz i jutro to ponoć nawet cały dzień. W niedzielę natomiast na wsi się nie pracuje (więc nie wolno sadzić w tym dniu drzew, bo to praca). Nie żeby się nie przyjęły. Sąsiedzi by mnie zlinczowali i ukrzyżowali :) Dzisiaj więc zajmuje się sadzeniem brzózek, żeby nie robić tego jutro w deszczu. Zawołała mnie szwagierka i ..... oprócz tego, że załapałem się na krzywy ryj na obiad, to jeszcze dostaliśmy w prezencie dwie piękne dwuipółmetrowe choinki :) No to róg obfitości się otwarł :) Pewnie bez taczki się nie obejdzie, bo choinki wielkie jak cholera. Pytanie tylko jakiego cudu trzeba, żebym zdążył się uwinąć ze wszystkim przed opadami deszczu (nie, nie jestem z cukru i nic mi się nie stanie, ale robienie czegokolwiek w mokrej glinie przypomina rajdy trophy, gdy człowiek cały mokry i ubabrany gliną po czubek głowy wygląda prawie jak murzyn, bo tylko oczy i usta ma innego koloru :) Z drugiej strony wstępne wykopki doprowadziły mnie do czarnej rozpaczy. Ziemia jest tak ubita, że bez kilofa w ogóle można zapomnieć o kopaniu dołu. Biorąc rozmach z całej siły wbijam łopatę w ziemię na 5-6 cm i ... ani centymetra dalej. Skaczę po tym szpadlu (a ważę praktycznie 100 kg) i .. też nic. Chyba skoczę na stadion do ruskich zakupić trochę granatów, to będzie łatwiej.
[6 godzin później] Teściu mnie uświadomił, czemu nie mogę wbić łopaty w tym miejscu. Tam od dawien dawna była droga. Potem drogę nawieziono gruzem i rozjeżdżono by się ułożył. Potem to wszystko nawieziono ziemią i ubijano jeżdżąc w te i we wte. Tak więc po iluś tam latach jeżdżenia po dokładnie tym miejscu nie dziwota, że nie idzie tu wbić łopaty.
[6 i pół godziny później] zaczęło na poważnie padać, a więc zdążyłem z robotą przed deszczem :)
Friday, April 17, 2009
Subscribe to:
Posts (Atom)