Sunday, June 15, 2008

We're back

Tak jak każdy przodek ma swój tyłek, tak każdy wspaniały sen ma swój koniec. Wróciliśmy z żoną z podróży poślubnej ze wspomnieniami, których nie da się łatwo zapomnieć. Tak wiem, w międzyczasie Kubica zdobył po raz pierwszy w historii pierwsze miejsce w wyścigu w Montrealu. Jednak jakoś mi nie żal, że nie widziałem tego na żywo. Po trzech tygodniach wspaniałego odpoczynku wracamy jutro z żoną do pracy. Coś mi mówi, że w pracy postarają się byśmy już o godzinie 11.00 zapomnieli, że na jakimkolwiek wypoczynku w ogóle byliśmy, ale na razie nie muszę się tym przejmować.

Wracając do dnia ślubu i samego wesela to muszę przyznać, że sobie wykrakałem. Moja żona w swojej sukience wyglądała autentycznie bajecznie. Niestety choć sukienka była naprawdę piękna i do tego z trenem ale uszyta z jakiegoś zajebiście śliskiego materiału, więc przy przenoszeniu żony przez próg, podnosząc ją na ręce nie dałem rady zagarnąć ręką całego trenu, i po wykonaniu kilku kroków udało mi się na nim stanąć - w efekcie nie tylko o mało co nie wywaliłem się ale i żona mi się zaczęła ześlizgiwać z ręki. Szczęściem jakoś opanowałem sytuację i żona wylądowała na ziemi w całości :)
Co do samochodu, muszę przyznać, że jednak wygrał Range Rover. Nasz driver btw. wywinął nim absolutnie niepowtarzalny numer, za co zresztą zyskał wieczną chwałę mołodiecką, kiedy bowiem na drodze lokalna młodzież zrobiła nam zastawę, objechał ich na bezczela dookoła po przydrożnym polu i stanął na drodze już za zastawą. Miny chłopaków = priceless. My w środku pokładaliśmy się ze śmiechu obserwując jak nas gonią po drodze z elementami zastawy i stawiają ją od nowa przed naszym samochodem.
Generalnie polecam młodym robienie wesela. Nasze było świetne, ale w naszym odczuciu zdecydowanie za krótkie. Niestety czas minął tak szybko, że nim się obejrzeliśmy, był już ranek. Ale jak to mówią, to ile czasu trwa minuta zależy od tego, po której stronie drzwi ubikacji się znajdujesz.