Miałem wczoraj nieprzyjemność skorzystania z usług warszawskiego ZTM. Właściwie była to wymuszona nieprzyjemność ponieważ po telefonie od Żony zmuszony byłem skorzystać z ich usług. Trasa jaką miałem do pokonania na początku nie przedstawiała się zbyt groźnie. Teoretycznie miało to być około 25 minut jazdy w tym dwie przesiadki autobusowe i choć na dworze zimno jak cholera a wiatr popierdzielał po ulicach, to miałem podstawy sądzić, że przeskoczy się z autobusu do autobusu i będzie dobrze. Niestety na tym teoria się skończyła. Praktycznie wyglądało to tak, że na całej trasie nie przyjechały w sumie dwa autobusy a trzeci miał ponad 15 minut opóźnienia. Nie wiem czy z powodu niskiej temperatury, strajku czy braków kadrowych. Jakby mnie to nie interesuje. Rozkład jest rozkład i gówno mnie to obchodzi. Jak jest w rozkładzie to ma być i finał. Niestety, dzięki tym dwóm autobusom, które nie przyjechały i temu trzeciemu opóźnionemu czekając na przystankach na kolejne przesiadki nie tylko zmarzłem w cholerę ale i osiągnąłem szczyty wkurwienia, jakie wydawały mi się dotąd nieosiągalne dla przeciętnego śmiertelnika. Cały transport trwał siedemdziesiąt minut. Drugie tyle przesiedziałem w domu w wannie pełnej gorącej wody próbując wyjść z hipotermii i przywrócić normalne krążenie w moim ciele.
Mówiąc krótko : Telefon - 30 groszy, bilet dobowy ZTM - 9 PLN, wrażenia z jazdy ZTM - kurwa bezcenne.
Wednesday, December 10, 2008
Subscribe to:
Posts (Atom)