W świecie anglojęzycznym funkcjonuje coś takiego jak PITA Factor. PITA to akronim od wyrażenia Pain in the Ass. Mówiąc wprost jest to coś w rodzaju współczynnika upierdliwości/nakładu pracy do uzyskanego efektu. Przykładowo mogę np. podjechać i kupić w nadleśnictwie niepocięty pień drzewa za 250PLN, poświęcić czas i kasę na skombinowanie transportu, bądź przywiezienie go samemu na działkę (bo nie dostarczają!), a kiedy już tam dotrze, poświęcić własny prąd i własny pot i jeszcze kolejnych kilka godzin czasu na pocięcie go na dokładnie takie deski, jakich potrzebuję do budowy szopy. Równie dobrze jednak, mogę podjechać do tartaku i za 550PLN kupić wyprodukowanie odpowiedniej ilości desek wraz z przycięciem ich na potrzebny mi wymiar, które zostaną dostarczone na wskazane przeze mnie miejsce o wybranej porze. W powyższym przykładzie w pierwszym przypadku PITA Factor jest wysoki, o tyle w drugim jest bardzo niski. Inna rzecz, że musimy odpowiedzieć sobie na pytanie czy jakieś 8 h naszego czasu i bujanie się z wożeniem i cięciem pnia jest dla nas warte 300PLN. Wspominałem tu kiedyś o lenistwie rozumianym jako filozofia oszczędzania swojego czasu i niewykonywania rzeczy zbędnych (zwłaszcza jeśli ten sam efekt można osiągnąć mniejszym nakładem pracy). W tym kontekście PITA Factor można uznać za sztandarowy wyznacznik tej filozofii. Co więcej - często na co dzień kierujemy się wskaźnikiem PITA czysto intuicyjnie, nie do końca zdając sobie z tego sprawę. Jadąc na zakupy wolimy dalej położony sklep z lepszym dojazdem niż stanie w korkach do bliżej położonego. Wolimy nadłożyć kilkanaście/kilkadziesiąt kilometrów do przejścia granicznego na którym odprawią nas od ręki, bądź czas czekania na odprawę będzie minimalny.
Jak widać, jest to ogromnie uniwersalny i intuicyjny wskaźnik - i co ważne daje się zastosować w wielu dziedzinach życia. Ostatnio Dziennik wypuścił fajny artykuł o uwzględnianiu wskaźnika PITA w kontekście oceny pracy i jej ewentualnej zmiany na inną. Dla mnie najlepszym przykładem zastosowania tego wskaźnika jaki mogę podać, jest wybór jakiego dokonałem kilka lat temu. Kiedy zdałem sobie sprawę z tego ile razy szlag mnie trafiał i ile czasu poświęcałem na rozwiązywanie różnych problemów zarówno z samymi Windowsami jak i ze sprzętem, w 2002 roku porzuciłem platformę Intel/Win na rzecz Apple[PPC]/OSX. Konkretnie zaś kupiłem ibooka G3 800 - laptop Apple'a zbudowany dla studentów z odpornego na złe traktowanie plastiku. Pojawienie się WinXP i związane z nim problemy jakich doświadczali moi znajomi, były mi obce a tylko utwierdziły mnie w słuszności podjętej decyzji. Na komputerze tym przeszedłem wszystkie dostępne wersje systemu od 10.2-->10.3--> 10.4 i komputer nadal dobrze i płynnie działał, przez cały ten czas wieszając się w sumie aż cztery razy (to nie żart - cztery razy - i mówię to serio - z czego dwa przez wadliwie napisane oprogramowanie przy próbie zapisu na zamkniętej płycie CD). Czteroletni czy pięcioletni komputer działający płynnie z nową wersją systemu operacyjnego w świecie PC brzmi dokładnie jak bajka. A jednak Apple z 800 MHz zegarem działał często dużo szybciej niż PC z P-IV 1.8GHz, jaki miałem do dyspozycji. Sztandarowym przykładem jak różne są to platformy było kopiowanie dużej ilości danych z zewnętrznego dysku. Na PC/win2k - menadżer zadań pokazywał 3-8 % obciążenia, myszka praktycznie zupełnie nie reagowała na ruchy, używanie jakiegokolwiek programu było praktycznie niemożliwe. Na iBooku obciążenie 30-40%, w tle gra bez przerywania muzyka z iTunes, ja w tym czasie odpisuje na maile, system działa płynnie. Wszystko lekko, łatwo i przyjemnie. I właśnie za to lubię Apple'a.
Żeby jednak nie było tak różowo i tak prosto - bywają takie chwile, gdy rozum podpowiada nam rozwiązanie o najwyższym współczynniku PITA - sam nauczyłem się tego na swojej skórze, że lepiej jest kupić jedno porządne wiertło, niż mieć 4 byle jakie kupione po 2 PLN od "ruskich" na targu. Oczywiście jak kupowałem wiertła na targu pomyślałem - po co przepłacać ? Wiertło jest wiertło ! I wybrałem gorsze rozwiązanie :|, a życie jak to życie, szybko pokazało mi, że cztery byle jakie ruskie wiertła spokojnie połamiesz w 20 minut, zaś tym jednym pożyczonym "firmowym" wiertłem (do dostania za 15 PLN w sklepie) opierdzielisz 12 pozostałych otworów w czasie krótszym niż wierciłeś pierwsze cztery.
Thursday, March 13, 2008
Subscribe to:
Posts (Atom)