Wróciłem wczoraj do domu z silnym postanowieniem zrobienia porządków w moim pokoju, który jako jedyny w chwili obecnej nie jest doprowadzony do porządku. Włączyłem fajną muzykę z laptopa i ... zabrałem się za montaż gniazdek w pokoju. Wcześniej na jakimś tam etapie budowy skończyły nam się normalne małe czarne puszki do gniazdek i u mojej Żony w pokoju zostały zamontowane małe puszki ale innej firmy, ale jak życie pokazało minimalnie mniejsze. Minimalnie robi jednak sporą różnicę. Okazało się, że standardowe gniazdka jakie mamy w całym domu nie mieszczą się w tych puszkach. Jakimś cudem zaś mieszczą się w nich gniazdka polskiej firmy Polo, które miałem zamontowane w swoim pokoju. Oczywiście można było rozkuć ściany, wyjąć stare puszki, obsadzić nowe, potem zagipsować to, pomalować podkładem i farbą. Tylko po co ? Wykręciłem gniazdka z mojego pokoju i zamontowałem je u Żony. Tyle, że nawał innych zajęć spowodował, że nie starczyło już czasu by zamontować inne gniazdka w moim pokoju. I tak do wczoraj wisiały sobie ze ścian luźne kable. Trzeba więc było porządki w pokoju rozpocząć od montażu i obsadzania gniazdek. Montaż to wiadomo ale obsadzanie to też trick, bo gniazdko musi być obsadzone prosto. Jak jest krzywo to widać. Specjalnie wymagający nie jestem więc z pewną dużą dozą tolerancji krzywizny zamontowałem gniazdka i git. Kiedy już miałem gniazdka wziąłem się za porządki na podłodze. Widzieliście kiedyś jak wygląda miejsce katastrofy dużego samolotu ? Szczątki maszyny rozsiane na wielu metrach dookoła wraku. Tak wyglądał mój pokój. Na środku pokoju leżała obudowa komputera, a dookoła rozrzucone chaotycznie dwa zasilacze, karty rozszerzeń , kable zasilające, taśmy do transmisji danych , pudełka z komputerowymi szpejami wszelkiej maści, śrubki i mnóstwo narzędzi. Trzeba było zrobić z tym porządek, czyli zacząć od złożenia komputera. No i tu się zaczął dramat. Wziąłem się ambitnie nie tylko za składanie komputera ale i naprawianie go przy okazji.
Już po około godzinie odniosłem spory sukces, bo udało mi się zmusić do uruchomienia się zasilacz, gdy przyszedł Szwagier i mówi:
- oo widzę że naprawiłeś komputer !
- jaaaki komputer !? na razie zasilacz działa !
Podbudowany jego wiarą w moje zdolności kontynuowałem swoje prace, choć wynik ich był jak na razie średni, aż wzięło mnie ziewanie. Spojrzałem od niechcenia na zegarek i .... o fck !!! ... 00:30 !!!! Odgwizdałem koniec spotkania i pomaszerowałem do szatni. Mecz co prawda zakończył się zwycięstwem komputera 4:1 ale i tak jestem dumny z honorowego gola (uruchomiłem zasilacz). Nawet jeśli nie uda się uruchomić całego komputera, to przynajmniej mam działający zasilacz :) [mam nadzieję, że w takim przypadku da się go użyć do nowego komputera gdyby co] Ale nie uprzedzajmy wypadków - jak mawiał Bogusław Wołoszański - o tym co było dalej i jakie były losy komputera dowiecie się Państwo z następnego odcinka :)
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
No comments:
Post a Comment