Monday, June 30, 2008
Podejrzana żyrafa
Na trzeźwo bym tego nie wymyślił, czyli Holenderska policja podejrzewa żyrafę o umożliwienie ponad 20 zwierzętom ucieczki z cyrku odwiedzającego właśnie Amsterdam. Jakbym oglądał Madagaskar.
Friday, June 27, 2008
Nadal uzywasz Internet Explorera samobojco ?
Leżę chory juź trzeci dzień i jeśli akurat nie śpię, co zajmuje mi 85% czasu, i jeśli udaje mi się podnieść głowę (co też nie jest proste, bo mam okropne zawroty głowy), to staram się wziąć lekarstwo i coś przeczytać. I właśnie dostałem mailem namiar na ten artykuł Duchy strasza uzytkownikow IE. I chociaż kiepsko się czuję, to po lekturze tego artykułu poczułem się dużo lepiej. Bo ja wyzdrowieje, a ludzie nadal będą używać Internet Explorera. Mam nadzieję, że wiele osób przeczyta ten tekst, wejdzie na www.mozilla.com i ściągnie sobie najnowszą wersję Firefoxa, do tego dociągnie wtyczki NoScript i Adblock Plus i zacznie bezpiecznie poruszać się po internecie.
Tuesday, June 24, 2008
Jak zwrócić uwagę wszystkich kobiet (i każdej kobiety z osobna)
Ponoć (ponoć, bo nie widziałem tego na własne oczy) jak Brad Pitt idzie ulicą to wszystkie kobiety się za nim oglądają. Na co dzień jednak mało który facet wygląda jak Brad Pitt i mało który facet wywołuje takie reakcje u żeńskiej części społeczeństwa, żeby patrzyła na niego każda napotkana kobieta na ulicy. I choć tego nie planowałem to przypadkiem wczoraj mi się to udało. Nie tylko nie wyglądam jak Brad Pitt (a raczej jak jego całkowite przeciwieństwo). Z osób tzw. powszechnie znanych to myślę, że bardziej z wyglądu pasowałbym do Bruce'a Willisa ze Szklanej Pułapki 4. Nie pomyślcie broń Boże, że wczoraj latałem po mieście w zakrwawionym i potarganym podkoszulku wymachując giwerą, a dzielna towarzyszka odznaka NYPD dyndała na mojej szyi, bo tak nie było. Ubrany byłem normalnie,koszulka, spodnie, buty i ani śladu krwi na ubraniu. Patrzyła jednak na mnie każda napotkana kobieta, od małolat począwszy a na staruszkach skończywszy. Przyznać muszę ciekawe to, choć stresujące doznanie budzić takie zainteresowanie na ulicy. Na początku trzeba tylko odrzucić pierwszą nasuwającą się myśl, że wodzą za Tobą oczami bo masz na sobie wielką plamę pasty do zębów czy nasrał na ciebie jakiś wielgachny ptak. Potem odrzucić drugą i trzecią myśl: hmm a spodnie wyprasowane ? a buty wypastowane ? a potem już idzie się przyzwyczaić :) Myślę, że życie gwiazd musi być cholernie stresujące jak tak wszyscy się na nich gapią. Wracając jednak do tematu, pewnie zapytacie: a jak żeś to zrobił ? Operacja plastyczna ? Dwa lata siłowni po 10 godzin dziennie ? Ciuchy od Armaniego ? Gdzież tam. Odpowiedź jest prozaiczna. Zwyczajnie kupiłem żonie wielgachny bukiet różnokolorowych Lilii i przemaszerowałem z tym bukietem jakieś półtorej kilometra przez centrum miasta. Ot cała magia :)
Pomysły UE
Zawsze uważałem, że urzędnicy we wszelakich ministerstwach się nudzą i z ich frustracji powstają wszelkiego rodzaju durne prawa. Utwierdził mnie w tym przekonaniu Parlament UE, który wydumał sobie by wszystkie blogi były znakowane i cytuję "by jasne były zawodowe i finansowe interesy oraz odpowiedzialność ich autorów i wydawców" Jak doniosła Wyborcza niemiecki eurodeputowany Jorgo Chatzimarkakis powiedział nawet coś takiego :"[...] grupy interesu czy ktokolwiek inny wykorzystuje blogi, by promować swoje przesłanie. Blogi to skuteczne narzędzie, są zaawansowaną formą lobbingu [...]" Skoro już sprawa się wydała, chcąc nie chcąc dostosowuję się do obowiązującego prawa i niniejszym deklaruję, że:
Do tego otwarcie lobbuję wszędzie i wszystkich za zdrowym rozsądkiem i prowadzeniem świadomego życia, pełnego radości z dokonanych wyborów. Wobec dokonania powyższej samolustracji i jawnej deklaracji za czym/przeciw czemu lobbuję uważam mój blog za jawnie oznakowany zgodnie z dyrektywami UE. HOWGH! (jak mawiali starzy Indianie)
- popieram:
- wszystkich, dzięki którym w mojej jaskini dobrze się dzieje,
- niskie podatki (np. liniowy PIT17%,VAT5%, zero akcyzy itp),
- motocyklistów,
- nazywanie prawdy po imieniu,
- wolne oprogramowanie,
- wszystkich, dzięki którym w mojej jaskini dobrze się dzieje,
- a jestem przeciw:
- wszystkim, którzy szkodzą mojej jaskini,
- durnym prawom,
- drogim paliwom,
- likwidacji zielonych strzałek,
- powszechnie nas otaczającemu konsumpcjonizmowi w życiu,
- microsoftowej rzeczywistości z jedynie słusznym windowsem
- wszystkim, którzy szkodzą mojej jaskini,
Do tego otwarcie lobbuję wszędzie i wszystkich za zdrowym rozsądkiem i prowadzeniem świadomego życia, pełnego radości z dokonanych wyborów. Wobec dokonania powyższej samolustracji i jawnej deklaracji za czym/przeciw czemu lobbuję uważam mój blog za jawnie oznakowany zgodnie z dyrektywami UE. HOWGH! (jak mawiali starzy Indianie)
Monday, June 23, 2008
Sunday, June 22, 2008
Rododendron
Saturday, June 21, 2008
Ślub i wesele
Zdarzyło mi się być na ślubie, na którym w trakcie zamiast chórku jedną z pieśni w trakcie mszy śpiewał kościelny. Kościół wiadomo powaga. Msza wiadomo powaga. Ślub wiadomo uroczystość. I teraz spróbujcie zachować powagę gdy wszystko jest tak poważne a nagle kościelny w tej powadze intonuje pieśń głosem dokładnie takim jak Smerf Ważniak. Prawie się udusiłem tłumiąc śmiech.
Z ciekawych rzeczy panna młoda miała bukiet w kształcie parasolki - to znaczy to była parasolka bo była zaokrąglona rączka a ramionami parasolki były kwiaty - Kalie. Bardzo ciekawie to wyglądało.
Później było wesele. Byłem na wielu wiejskich weselach ale takiego zespołu jeszcze nie widziałem. Rozłożyli całe wesele. Grali tak cholernie głośno jakby grali co najmniej na stadionie. Fałszowali. Mylili się. Robili sobie co chwila dłuuuuugaśne przerwy na jedzenie i picie alkoholu w trakcie których na sali była kompletna cisza bo nie dbali, żeby sobie leciało coś przyjemnego w tle. Jak już zaczynali grać, to nie dość tego że grali dziwnie w sensie repertuaru to między piosenkami leader zespołu korzystając z tego, że ma mikrofon dzielił się ze wszystkimi swoimi dziwnymi przemyśleniami i nie dość że głupio dogadywał, to jeszcze snuł jakieś opowieści dziwnej treści. Co więcej zespół ani nie dopłacał, żeby tylko pozwolono mu występować, ani nawet nie robił tego za darmo. Brał za swoją robotę bardzo konkretne pieniądze. Jak tak na całą tą sytuację dzisiaj patrzę, to żal mi tylko młodych.
Zastanawiam się, jak można patrząc komuś w oczy wziąć za taką beznadzieję jakiekolwiek pieniądze. Gdyby to był mój zespół, to do końca życia bym się nie mógł golić, bo bym sobie w lustrze w twarz spojrzeć nie umiał. Na miejscu młodych rozstrzelałbym ten zespół, albo zatłukł ich krzesłami a każdy sąd na podstawie nagrania video i tak by ich uniewinnił. Młodzi powinni pójść w pieszą pielgrzymkę do Częstochowy, że przy moim stoliku siedziały dwie pary starych wyjadaczy weselnych, które przy pomocy przyśpiewek i z nami jako chórkiem około 1 w nocy rozruszały salę, bo impreza totalnie by się położyła.
Z ciekawych rzeczy panna młoda miała bukiet w kształcie parasolki - to znaczy to była parasolka bo była zaokrąglona rączka a ramionami parasolki były kwiaty - Kalie. Bardzo ciekawie to wyglądało.
Później było wesele. Byłem na wielu wiejskich weselach ale takiego zespołu jeszcze nie widziałem. Rozłożyli całe wesele. Grali tak cholernie głośno jakby grali co najmniej na stadionie. Fałszowali. Mylili się. Robili sobie co chwila dłuuuuugaśne przerwy na jedzenie i picie alkoholu w trakcie których na sali była kompletna cisza bo nie dbali, żeby sobie leciało coś przyjemnego w tle. Jak już zaczynali grać, to nie dość tego że grali dziwnie w sensie repertuaru to między piosenkami leader zespołu korzystając z tego, że ma mikrofon dzielił się ze wszystkimi swoimi dziwnymi przemyśleniami i nie dość że głupio dogadywał, to jeszcze snuł jakieś opowieści dziwnej treści. Co więcej zespół ani nie dopłacał, żeby tylko pozwolono mu występować, ani nawet nie robił tego za darmo. Brał za swoją robotę bardzo konkretne pieniądze. Jak tak na całą tą sytuację dzisiaj patrzę, to żal mi tylko młodych.
Zastanawiam się, jak można patrząc komuś w oczy wziąć za taką beznadzieję jakiekolwiek pieniądze. Gdyby to był mój zespół, to do końca życia bym się nie mógł golić, bo bym sobie w lustrze w twarz spojrzeć nie umiał. Na miejscu młodych rozstrzelałbym ten zespół, albo zatłukł ich krzesłami a każdy sąd na podstawie nagrania video i tak by ich uniewinnił. Młodzi powinni pójść w pieszą pielgrzymkę do Częstochowy, że przy moim stoliku siedziały dwie pary starych wyjadaczy weselnych, które przy pomocy przyśpiewek i z nami jako chórkiem około 1 w nocy rozruszały salę, bo impreza totalnie by się położyła.
Friday, June 20, 2008
Gdyby kobiety rządziły światem
Zastanawialiście się co by było gdyby kobiety rządziły światem ? Ktoś już postarał się odpowiedzieć na to pytanie. Odpowiedz zamieścił tu
Thursday, June 19, 2008
Czy tak naprawdę wiesz, czego chcesz ?
Czy tak naprawdę wiesz, czego chcesz ? czy jesteś tego pewien ? pewna ?
Pytanie z pozoru błache, bo pomijając osoby ubezwłasnowolnione (tzn. zarówno chorych psychicznie na leczeniu zamkniętym jak i osoby odsiadujące kary w więzieniach) każdy z nas ma wolną wolę i robi co chce i (zazwyczaj) podejmuje samodzielnie decyzje. Na przykład takie jak zakup nowego komputera. Zazwyczaj jednak kieruje się przy tym i opiniami fachowców i znajomych i patrzy co mają jego znajomi i na co go stać itp. Powstają tylko pytania: czy pozwalamy sobie nie podejmować decyzji i żyć z tym jakie wybory narzucają nam inni ? czy tak naprawdę odważymy się mieć własne zdanie ? a co jeśli ktoś manipuluje waszym wyborem ?
To może lećmy po kolei:
Komputer w domu się przydaje. Można przy pomocy poczty elektronicznej i Skype'a trzymać kontakt z rodzinką i znajomymi. Można dla odstresowania odwiedzić JoeMonsterka. Można odwiedzać fachowe portale i czerpać wiedzę z mądrych artykułów. Można również przy pomocy Adium czyli na PC - Gadu Gadu pogadać sobie z mniej lub bardziej znajomymi osobami o niczym. Samotni mogą na różnego rodzaju portalach poszukać sobie drugiej połowy czy to na całe życie czy tylko do łóżka. Można się nawet nauczyć nowego języka czy pochwalić swoimi osiągnięciami.
Posiadacze dzieci wiedzą dodatkowo jak cudownym magnesem dla dzieci jest komputer. Dziecko może tygodniami siedzieć przed komputerem i mieć cały świat w dupie byle tylko raz na jakiś czas je dokarmiać. Dzięki czemu nie tylko mniej się uczy (i ma problemy w szkole czy niedosypia i jest marudne), ale przede wszystkim zajmując się komputerem nie wymaga uwagi rodzica. Dzięki temu z kolei zmęczony rodzic wracający z pracy zamiast zająć się dzieckiem, może pierdolnąć się na kanapę, włączyć kolejny tasiemcowy odmóżdżacz z serii Złotopolscy i cały kontakt z dzieckiem sprowadza się do wieczornego buziaka (o ile dziecko jeszcze jest w takim wieku, że mu na tym zależy). Pytanie tylko czy naprawdę tego chcesz by twój kontakt z dzieckiem TAK wyglądał ? Bo przecież Ty przyjmując biernie tą sytuację i nie podejmując decyzji by ruszyć dupę z kanapy, tak naprawdę dziecku na to pozwalasz i przyklepujesz jego decyzję dając sygnał dziecku, że to ono ma rację i że dobrze robi. Chyba nie tędy droga, co ? Może by usiąść i pogadać ? Odrobić jakieś lekcje z dzieckiem ? Pobawić się z nim ? Po prostu iść z nim na rower, kręgle albo polepić babki z piasku. Brzmi fajnie ? Bo jest ....
Teraz drugi przypadek :
Dziewczyna wychowywana samotnie przez matkę, która od początku świata narzuca jej swoje zdanie a dziewczynka potulnie z głową schyloną jak koń ciągnący wóz pełen węgla spełnia każde jej widzimisię. Pytanie tylko czy wcześniej zdąży wreszcie się zbuntować, obudzić z tego koszmarnego snu i zrobić coś według własnej woli, czy dopiero wpierw musi podciąć sobie żyły i wykrwawić się na śmierć by jej matka dostrzegła, jaką krzywdę jej robi. Pomyślisz sobie: ta sytuacja mnie nie dotyczy ? Czyżby ? 30 letni facet nie mający własnego zdania, słuchający tylko innych ale jak go o coś zapytasz, to nic nie wie. 25 letnia dziewczyna, która ma to szczęście, że kocha i jest kochana, ale jej rodzice nie akceptują jej chłopaka, bo ten za mało zarabia, więc ona mu mówi, że nie mogą się już spotykać. Sfrustrowana żona, zaharowująca się domu, która nie może się zebrać na odwagę by powiedzieć mężowi, że potrzebuje więcej pomocy z jego strony. Mąż, który we własnym domu nie może obejrzeć ważnego meczu, bo żona ma 1514 odcinek arcyważnego serialu, w którym bohaterka wchodzi do pokoju przez półtorej odcinka. Inny mąż, którego całą pensję zabiera żona i facet nie może się doprosić paru groszy z własnych pieniędzy, żeby w drodze do domu kupić sobie piwo i wypić je przy kolacji. Czego trzeba, by się obudzić i nie tylko mieć w końcu własne zdanie ale i je wyrazic ????
Trzecia sytuacja:
Wszyscy dookoła mają teraz kolczyki. Ale nie tylko kobiety, faceci również. Mają je wszędzie: w brwiach, w nosach (jak byki), w rękach, sutkach, pępkach, genitalniach i cholera wie gdzie jeszcze. Jest taka moda i jak chcesz być modny to musisz mieć kolczyk. Tylko ja się pytam, czy ja jestem jakiś bezmózgi debil, który musi robić to, co mu się każe ? Jak naprawdę tego chcę, z poczuciem wewnętrznego przekonania, że to coś jest mi potrzebne, to to zrobię. Ale nie dlatego, że ktoś mi mówi że muszę to mieć.
Albo sytuacja z komputerami i producentami oprogramowania. Tak wiadomo, jest rozwój technologiczny, co chwila coś nowego. Ale z rozsądkiem. Jeśli używamy komputera do tzw. internetu, czasem jakaś muzyka, czasem jakiś list w wordzie czy policzenie czegoś w excelu, to nikt nie powie mi, że potrzebuje do tego kolejnej edycji pentium z zegarem 3.8 GHz i 4 GB RAM na początek. Ano tak jest. Ponieważ ktoś wmówił temu panu, że on musi mieć najnowszy Windows Vista i najnowszy komputer, bo tylko taki udźwignie ten system w akceptowalny sposób. Widziałem już kilka takich przypadków najnowszej maszyny z mega kartą graficzną i mega procesorem, RAMu po sufit a do tego jeszcze lśniąca kolorami obudowa, bo trzeba było kupić komputer do internetu. Nie jest w ogóle ważne, że do tych samych zadań wystarczy w zupełności używany PIII-800 z 1 GB RAM, który na Allegro będzie kosztować około 200 PLN. Wszechobecne pisma fachowe osaczają biednego Kowalskiego testami dowodzącymi, że tylko najnowsza maszyna jest w stanie udźwignąć pierdylion bzdur, które Microsoft władował do Visty, dzięki czemu samo generowanie glutków i żelków z animacjami zajmuje 3/4 mocy obliczeniowej maszyny, która ma tyle mocy, że pod linuxem samodzielnie mogłaby liczyć trajektorię pocisków balistycznych ale pod windowsem ledwo dyszy wyświetlając interfejs systemu. Jeśli do tego użytkownik rozpocznie jakieś kopiowanie = tragedia. Osobiście widziałem referencyjnego Della z jakimś 3GHZ pentium i 2 czy 4 GB RAM* zajechanego na 100% kopiowaniem katalogu z 1GB małych plików. Z kolei intel wypuszcza coraz to silniejsze procesory, zaś Microsoft wypuszcza coraz to bardziej moco-żerne oprogramowanie, które pożera nadwyżkę mocy z każdego nowo wypuszczonego procesora. I tak w kółko. Kto wygrywa ? Producenci oczywiście. Kto przegrywa ? Oczywiście Kowalski. Czy jest szansa dla Kowalskiego ? Ano jest, jeśli zrozumie, że jego decyzja zakupu jest zmanipulowana przez biznes i tak naprawdę do tego co on potrzebuje na komputerze robić, wystarczy mu o wiele słabsza i tańsza maszyna, niż to co teraz można kupić w sklepie. Wyobrażacie sobie na przykład że Opel wypuszcza nową wersję Astry GTC z silnikiem 3 litry i na raz wszyscy posiadacze Oplów masowo wymieniają swój dotychczasowy model na najnowszy i najsilniejszy ? Nie ma takiej opcji co ? Bo to i bez sensu i kupa kasy wywalonej na darmo. Przecież dotychczasowy samochód jeździ i to bardzo dobrze. Nie psuje się. To po co go wymieniać ? A jak się przyjrzeć uważnie, to widać, że z komputerami ta prosta logika nie działa. Tylko dlaczego ?
Dlaczego trzeba iść z prądem jak barany czy lemmingi ?
* - nie pomnę dokładnie, jakiś czas temu to było
Patrzę dookoła i widzę ludzi, którzy co ? boją się żyć ? boją się mieć własne zdanie ? a jak już je mają, to boją się je wyrazić ? boją się podjąć decyzję by iść pod prąd wbrew wszystkim dookoła, mimo, że koszt jaki płacą za swoją spolegliwość jest ogromny. Od jakiegoś czasu żyję świadomie dokonując własnych wyborów i jak patrzę na takich ludzi to po prostu nie rozumiem tego, nie akceptuję tego i nie zgadzam się na to.
Ludzie ... obudźcie się wreszcie. Proszę .....
Pytanie z pozoru błache, bo pomijając osoby ubezwłasnowolnione (tzn. zarówno chorych psychicznie na leczeniu zamkniętym jak i osoby odsiadujące kary w więzieniach) każdy z nas ma wolną wolę i robi co chce i (zazwyczaj) podejmuje samodzielnie decyzje. Na przykład takie jak zakup nowego komputera. Zazwyczaj jednak kieruje się przy tym i opiniami fachowców i znajomych i patrzy co mają jego znajomi i na co go stać itp. Powstają tylko pytania: czy pozwalamy sobie nie podejmować decyzji i żyć z tym jakie wybory narzucają nam inni ? czy tak naprawdę odważymy się mieć własne zdanie ? a co jeśli ktoś manipuluje waszym wyborem ?
To może lećmy po kolei:
Komputer w domu się przydaje. Można przy pomocy poczty elektronicznej i Skype'a trzymać kontakt z rodzinką i znajomymi. Można dla odstresowania odwiedzić JoeMonsterka. Można odwiedzać fachowe portale i czerpać wiedzę z mądrych artykułów. Można również przy pomocy Adium czyli na PC - Gadu Gadu pogadać sobie z mniej lub bardziej znajomymi osobami o niczym. Samotni mogą na różnego rodzaju portalach poszukać sobie drugiej połowy czy to na całe życie czy tylko do łóżka. Można się nawet nauczyć nowego języka czy pochwalić swoimi osiągnięciami.
Posiadacze dzieci wiedzą dodatkowo jak cudownym magnesem dla dzieci jest komputer. Dziecko może tygodniami siedzieć przed komputerem i mieć cały świat w dupie byle tylko raz na jakiś czas je dokarmiać. Dzięki czemu nie tylko mniej się uczy (i ma problemy w szkole czy niedosypia i jest marudne), ale przede wszystkim zajmując się komputerem nie wymaga uwagi rodzica. Dzięki temu z kolei zmęczony rodzic wracający z pracy zamiast zająć się dzieckiem, może pierdolnąć się na kanapę, włączyć kolejny tasiemcowy odmóżdżacz z serii Złotopolscy i cały kontakt z dzieckiem sprowadza się do wieczornego buziaka (o ile dziecko jeszcze jest w takim wieku, że mu na tym zależy). Pytanie tylko czy naprawdę tego chcesz by twój kontakt z dzieckiem TAK wyglądał ? Bo przecież Ty przyjmując biernie tą sytuację i nie podejmując decyzji by ruszyć dupę z kanapy, tak naprawdę dziecku na to pozwalasz i przyklepujesz jego decyzję dając sygnał dziecku, że to ono ma rację i że dobrze robi. Chyba nie tędy droga, co ? Może by usiąść i pogadać ? Odrobić jakieś lekcje z dzieckiem ? Pobawić się z nim ? Po prostu iść z nim na rower, kręgle albo polepić babki z piasku. Brzmi fajnie ? Bo jest ....
Teraz drugi przypadek :
Dziewczyna wychowywana samotnie przez matkę, która od początku świata narzuca jej swoje zdanie a dziewczynka potulnie z głową schyloną jak koń ciągnący wóz pełen węgla spełnia każde jej widzimisię. Pytanie tylko czy wcześniej zdąży wreszcie się zbuntować, obudzić z tego koszmarnego snu i zrobić coś według własnej woli, czy dopiero wpierw musi podciąć sobie żyły i wykrwawić się na śmierć by jej matka dostrzegła, jaką krzywdę jej robi. Pomyślisz sobie: ta sytuacja mnie nie dotyczy ? Czyżby ? 30 letni facet nie mający własnego zdania, słuchający tylko innych ale jak go o coś zapytasz, to nic nie wie. 25 letnia dziewczyna, która ma to szczęście, że kocha i jest kochana, ale jej rodzice nie akceptują jej chłopaka, bo ten za mało zarabia, więc ona mu mówi, że nie mogą się już spotykać. Sfrustrowana żona, zaharowująca się domu, która nie może się zebrać na odwagę by powiedzieć mężowi, że potrzebuje więcej pomocy z jego strony. Mąż, który we własnym domu nie może obejrzeć ważnego meczu, bo żona ma 1514 odcinek arcyważnego serialu, w którym bohaterka wchodzi do pokoju przez półtorej odcinka. Inny mąż, którego całą pensję zabiera żona i facet nie może się doprosić paru groszy z własnych pieniędzy, żeby w drodze do domu kupić sobie piwo i wypić je przy kolacji. Czego trzeba, by się obudzić i nie tylko mieć w końcu własne zdanie ale i je wyrazic ????
Trzecia sytuacja:
Wszyscy dookoła mają teraz kolczyki. Ale nie tylko kobiety, faceci również. Mają je wszędzie: w brwiach, w nosach (jak byki), w rękach, sutkach, pępkach, genitalniach i cholera wie gdzie jeszcze. Jest taka moda i jak chcesz być modny to musisz mieć kolczyk. Tylko ja się pytam, czy ja jestem jakiś bezmózgi debil, który musi robić to, co mu się każe ? Jak naprawdę tego chcę, z poczuciem wewnętrznego przekonania, że to coś jest mi potrzebne, to to zrobię. Ale nie dlatego, że ktoś mi mówi że muszę to mieć.
Albo sytuacja z komputerami i producentami oprogramowania. Tak wiadomo, jest rozwój technologiczny, co chwila coś nowego. Ale z rozsądkiem. Jeśli używamy komputera do tzw. internetu, czasem jakaś muzyka, czasem jakiś list w wordzie czy policzenie czegoś w excelu, to nikt nie powie mi, że potrzebuje do tego kolejnej edycji pentium z zegarem 3.8 GHz i 4 GB RAM na początek. Ano tak jest. Ponieważ ktoś wmówił temu panu, że on musi mieć najnowszy Windows Vista i najnowszy komputer, bo tylko taki udźwignie ten system w akceptowalny sposób. Widziałem już kilka takich przypadków najnowszej maszyny z mega kartą graficzną i mega procesorem, RAMu po sufit a do tego jeszcze lśniąca kolorami obudowa, bo trzeba było kupić komputer do internetu. Nie jest w ogóle ważne, że do tych samych zadań wystarczy w zupełności używany PIII-800 z 1 GB RAM, który na Allegro będzie kosztować około 200 PLN. Wszechobecne pisma fachowe osaczają biednego Kowalskiego testami dowodzącymi, że tylko najnowsza maszyna jest w stanie udźwignąć pierdylion bzdur, które Microsoft władował do Visty, dzięki czemu samo generowanie glutków i żelków z animacjami zajmuje 3/4 mocy obliczeniowej maszyny, która ma tyle mocy, że pod linuxem samodzielnie mogłaby liczyć trajektorię pocisków balistycznych ale pod windowsem ledwo dyszy wyświetlając interfejs systemu. Jeśli do tego użytkownik rozpocznie jakieś kopiowanie = tragedia. Osobiście widziałem referencyjnego Della z jakimś 3GHZ pentium i 2 czy 4 GB RAM* zajechanego na 100% kopiowaniem katalogu z 1GB małych plików. Z kolei intel wypuszcza coraz to silniejsze procesory, zaś Microsoft wypuszcza coraz to bardziej moco-żerne oprogramowanie, które pożera nadwyżkę mocy z każdego nowo wypuszczonego procesora. I tak w kółko. Kto wygrywa ? Producenci oczywiście. Kto przegrywa ? Oczywiście Kowalski. Czy jest szansa dla Kowalskiego ? Ano jest, jeśli zrozumie, że jego decyzja zakupu jest zmanipulowana przez biznes i tak naprawdę do tego co on potrzebuje na komputerze robić, wystarczy mu o wiele słabsza i tańsza maszyna, niż to co teraz można kupić w sklepie. Wyobrażacie sobie na przykład że Opel wypuszcza nową wersję Astry GTC z silnikiem 3 litry i na raz wszyscy posiadacze Oplów masowo wymieniają swój dotychczasowy model na najnowszy i najsilniejszy ? Nie ma takiej opcji co ? Bo to i bez sensu i kupa kasy wywalonej na darmo. Przecież dotychczasowy samochód jeździ i to bardzo dobrze. Nie psuje się. To po co go wymieniać ? A jak się przyjrzeć uważnie, to widać, że z komputerami ta prosta logika nie działa. Tylko dlaczego ?
Dlaczego trzeba iść z prądem jak barany czy lemmingi ?
* - nie pomnę dokładnie, jakiś czas temu to było
Patrzę dookoła i widzę ludzi, którzy co ? boją się żyć ? boją się mieć własne zdanie ? a jak już je mają, to boją się je wyrazić ? boją się podjąć decyzję by iść pod prąd wbrew wszystkim dookoła, mimo, że koszt jaki płacą za swoją spolegliwość jest ogromny. Od jakiegoś czasu żyję świadomie dokonując własnych wyborów i jak patrzę na takich ludzi to po prostu nie rozumiem tego, nie akceptuję tego i nie zgadzam się na to.
Ludzie ... obudźcie się wreszcie. Proszę .....
Wednesday, June 18, 2008
10 powodów, dlaczego nasi przegrali
Wszyscy się zastanawiają co i jak, a tu proszę ! Dostałem od kolegi (dzięki Żuczku) gotową analizę czemu nasi przegrali.
Dialog z knajpki
- widziałeś mecz ?
- taaaaaa
- żenua ....
- jaka żenua ! żenua to jest wtedy gdy on i ona idą do knajpy i on chce dać jej buziaka i beknie jej prosto w twarz ! Żenua to jest wtedy gdy ona wypije o jeden drink za dużo i obrzyga mu koszulkę! A to było dno! Dno i to jak Rów Mariański !
Chyba najlepszy tekst w tym temacie walnął spiker, który to komentował w TV: mniej więcej dwudziesta minuta gry a ten z takim tekstem: jak na razie Austria - Boruc - zero do zera!
- . Połowa przeciwników była zdecydowanie większa od naszej, przez co
mieliśmy dalej do ich bramki. Poza tym ich obrońcy mieli zdecydowanie więcej
miejsca i swobody ruchu. - . W pierwszej połowie, jak powtarzał wciąż komentator - nasi ,,szukali
bramki''. A jak już ją znaleźli - to nastąpiła zmiana stron boiska. - . Głupi zwyczaj zmiany stron boiska po przerwie skonfundował naszych
zawodników i przez pierwsze minuty drugiej połowy atakowali bramkę Boruca. - . Co ciekawe - teraz nasza połowa była zdecydowanie większa od połowy
przeciwnika, przez co nasza obrona musiała się bardziej rozciągnąć, a co za
tym idzie na jednego obrońcę przypadał większy odcinek do pilnowania. - . Mój znajomy fizyk (Wielomysł Nigdziebądź) na podstawie analizy kadrów ze
spotkania obliczył, że na boisku przebywało jednocześnie dwudziestu dwóch
Chorwatów i tylko trzech Polaków. - . Naszemu najlepszemu zawodnikowi kazano stać na bramce.
- . Polscy Piłkarze musieli nie tylko zajmować się piłką, ale i osłaniać
swoje tyły. To znaczy ustawiać się tak, by nigdy za ich plecami nie pojawił
się Pokrivac. - . Atmosfera na stadionie był usypiająca i w ogóle nie przypominała
napompowanej adrenaliną atmosfery polskich stadionów, z energetyzującymi
okrzykami ,,Widzew nierządne kobiety'' czy ,,Legia niedorajdy''. - . Chorwaci zachowywali się jak dzieci z ADHD - cały czas biegali i kopali w
piłkę. Wiadomo, że od takich lepiej trzymać się z daleka, bo można samemu
oberwać. - . Austriacy i tak przegrali, więc w sumie nie było sensu się wysilać..."
Dialog z knajpki
- widziałeś mecz ?
- taaaaaa
- żenua ....
- jaka żenua ! żenua to jest wtedy gdy on i ona idą do knajpy i on chce dać jej buziaka i beknie jej prosto w twarz ! Żenua to jest wtedy gdy ona wypije o jeden drink za dużo i obrzyga mu koszulkę! A to było dno! Dno i to jak Rów Mariański !
Chyba najlepszy tekst w tym temacie walnął spiker, który to komentował w TV: mniej więcej dwudziesta minuta gry a ten z takim tekstem: jak na razie Austria - Boruc - zero do zera!
Monday, June 16, 2008
subiektywny poradnik slubny i wyjazdowy
Jak wiadomo ślub sam w sobie to dość spore zadanie logistyczne. Kiedy już ucichną działa, czyli kiedy już uporacie się ze wszystkimi przygotowaniami i ustaleniami, i nadejdzie dzień waszego ślubu, pozostaje nam już tylko pamiętać, że:
Jeśli jedziecie w podróż poślubną za granicę - generalnie czym bliżej równika - tym silniejszy bierz olejek do opalania - ale serio silniejszy a nie jakąś popierdółkę - ten z indeksem 20, który u nas się sprawdza, TAM nadaje się co najwyżej na nabłyszczacz do butów. Pamiętaj, że czym bliżej równika tym promienie UV padają bardziej prostopadle i są silniejsze. Dlatego warto czasem nasmarować się już w hotelu - nim dojedziesz/dojdziesz na plażę i przespacerujesz się po niej do miejsca które Ci na tej plaży się podoba - możesz być już zjarany na węgiel. Podobnie samo światło jest tam dużo bardziej intensywne. Nawet przy zachmurzonym niebie światło jest ostre i silne. Szczególnie widać to wskazówkach zegarka pokrytych luminovą, które przy zachmurzonym całkowicie niebie po wjechaniu do tunelu świecą z niezwykłą intensywnością.
- jako buty zmienne PO całej imprezie doskonale sprawdzają się tzw. "adidasy" - najlepiej modele biegowe Nike'a w silną amortyzacją stopy - ulgi jakiej doznajesz w takich butach nie da się opisać słowami powiedzmy enigmatycznie, że zmęczone całonocnym tańcem stopy będą Ci wdzięczne nawet jeśli nie masz obtarć, pęcherzy itp.,
- Przy wychodzeniu z kościoła - koniecznie nim zacznie się składanie życzeń przełóż obrączkę na lewą dłoń i zdejmij okulary (jeśli je nosisz) - powody są trzy:
- - każdy z gości stawia sobie za punkt honoru uściśnięcie ręki młodożeńcom tak, jakby wyciskał wodę z kamienia. Nawet jeśli masz silną dłoń trafi się ktoś, kto jest dużo silniejszy od Ciebie zwłaszcza, jeśli wśród swoich gości masz rolników, kowali, dekarzy itp. Podejrzewam, że dzięki takim gościom niejednemu panu młodemu trajektoria kołowa obrączki zmieniła się na eliptyczną. Ja miałem grubą obrączkę więc moja wytrzymała. Z ręką było gorzej.
- kobiety używają pudru i fluidów - fakt niby oczywisty i niby zupełnie nie związany z samą uroczystością dopóki nie zdasz sobie sprawy z tego, że każdy chce wycałować młodożeńców - przy okazji wsmarowywując mu część pudru czy fluidu w twarz - w przypadku osób niższych należy się schylić i nadstawić twarz do buziaka (czytaj wsmarowywania pudru lub fluidu) i grzecznie poczekać aż skończy - jeśli podniesiesz się za szybko osoba usmaruje Ci twarzą garnitur - puder +/- jakoś wytrzepiesz, z fluidem to już inna bajka, zdecydowanie mniej wesoła,
- zarówno kobiety jak i mężczyźni noszą okulary - przy składaniu życzeń oprawki nie tylko zderzają się z pełną prędkością, są zgniatane (oraz wgniatane w twoje oczy), ale i zahaczają się o siebie i tak jak w życiu wygrywa silniejszy - parę razy miałem zgięte okulary, parę razy złapałem je w powietrzu, w końcu zdałem sobie sprawę, że do końca życzeń nie dotrwają i je zdjąłem,
- - każdy z gości stawia sobie za punkt honoru uściśnięcie ręki młodożeńcom tak, jakby wyciskał wodę z kamienia. Nawet jeśli masz silną dłoń trafi się ktoś, kto jest dużo silniejszy od Ciebie zwłaszcza, jeśli wśród swoich gości masz rolników, kowali, dekarzy itp. Podejrzewam, że dzięki takim gościom niejednemu panu młodemu trajektoria kołowa obrączki zmieniła się na eliptyczną. Ja miałem grubą obrączkę więc moja wytrzymała. Z ręką było gorzej.
- warto zabrać sobie ściereczkę do przecierania okularów - wbrew pozorom przydaje się bardzo,
- warto zabrać sobie do kieszeni tzw. ręczniki papierowe - dosłownie dwa, trzy, złożone w kostkę - po skończonych życzeniach przed kościołem genialnie sprawdzają się przy czyszczeniu twarzy i garnituru z pudru i fluidu,
- jeśli panna młoda ma tren - masz przechlapane - tren jak sama nazwa mówi powstaje w ten sposób, że ktoś kradnie spinaker z dużego jachtu, owija tym pannę młodą i w efekcie ileś metrów materiału ciągnie się z tyłu - jeśli liczysz na to, że po wzięciu panny młodej na ręce uda Ci się o to nie potknąć i na tym nie stanąć - to znaczy, że masz kogoś do pomocy, kto się tym zajmie, kiedy już będziesz miał ją na rękach,
- warto zabrać ze sobą więcej kart pamięci - nawet starą zapomnianą kartę 1 GB, która w krytycznym momencie uratuje Ci dupę,
- każdy dysk twardy jaki zabierzecie jako backup, będzie za mały,
- jeśli używasz na co dzień apple, nie daj się nabrać na argumenty typu - kochanie po co nam laptop - ano laptop nam potrzebny do nagrywania zdjęć na płyty DVD kiedy braknie dysku twardego na backupy zdjęć - zabierz wiec laptopa koniecznie (jeśli tego nie zrobić skończysz jak ja - patrzący z zazdrością na niemiaszka z ibookiem g4 i zmuszony do nagrywania zdjęć korzystając z hotelowego PC - z systemem kurwa jego mać Windows Vista tfu tfu, na dodatek w języku, którego nie kumam ani grosz - bezsprzecznie numer jeden w kategorii trauma roku)
Jeśli jedziecie w podróż poślubną za granicę - generalnie czym bliżej równika - tym silniejszy bierz olejek do opalania - ale serio silniejszy a nie jakąś popierdółkę - ten z indeksem 20, który u nas się sprawdza, TAM nadaje się co najwyżej na nabłyszczacz do butów. Pamiętaj, że czym bliżej równika tym promienie UV padają bardziej prostopadle i są silniejsze. Dlatego warto czasem nasmarować się już w hotelu - nim dojedziesz/dojdziesz na plażę i przespacerujesz się po niej do miejsca które Ci na tej plaży się podoba - możesz być już zjarany na węgiel. Podobnie samo światło jest tam dużo bardziej intensywne. Nawet przy zachmurzonym niebie światło jest ostre i silne. Szczególnie widać to wskazówkach zegarka pokrytych luminovą, które przy zachmurzonym całkowicie niebie po wjechaniu do tunelu świecą z niezwykłą intensywnością.
Sunday, June 15, 2008
We're back
Tak jak każdy przodek ma swój tyłek, tak każdy wspaniały sen ma swój koniec. Wróciliśmy z żoną z podróży poślubnej ze wspomnieniami, których nie da się łatwo zapomnieć. Tak wiem, w międzyczasie Kubica zdobył po raz pierwszy w historii pierwsze miejsce w wyścigu w Montrealu. Jednak jakoś mi nie żal, że nie widziałem tego na żywo. Po trzech tygodniach wspaniałego odpoczynku wracamy jutro z żoną do pracy. Coś mi mówi, że w pracy postarają się byśmy już o godzinie 11.00 zapomnieli, że na jakimkolwiek wypoczynku w ogóle byliśmy, ale na razie nie muszę się tym przejmować.
Wracając do dnia ślubu i samego wesela to muszę przyznać, że sobie wykrakałem. Moja żona w swojej sukience wyglądała autentycznie bajecznie. Niestety choć sukienka była naprawdę piękna i do tego z trenem ale uszyta z jakiegoś zajebiście śliskiego materiału, więc przy przenoszeniu żony przez próg, podnosząc ją na ręce nie dałem rady zagarnąć ręką całego trenu, i po wykonaniu kilku kroków udało mi się na nim stanąć - w efekcie nie tylko o mało co nie wywaliłem się ale i żona mi się zaczęła ześlizgiwać z ręki. Szczęściem jakoś opanowałem sytuację i żona wylądowała na ziemi w całości :)
Co do samochodu, muszę przyznać, że jednak wygrał Range Rover. Nasz driver btw. wywinął nim absolutnie niepowtarzalny numer, za co zresztą zyskał wieczną chwałę mołodiecką, kiedy bowiem na drodze lokalna młodzież zrobiła nam zastawę, objechał ich na bezczela dookoła po przydrożnym polu i stanął na drodze już za zastawą. Miny chłopaków = priceless. My w środku pokładaliśmy się ze śmiechu obserwując jak nas gonią po drodze z elementami zastawy i stawiają ją od nowa przed naszym samochodem.
Generalnie polecam młodym robienie wesela. Nasze było świetne, ale w naszym odczuciu zdecydowanie za krótkie. Niestety czas minął tak szybko, że nim się obejrzeliśmy, był już ranek. Ale jak to mówią, to ile czasu trwa minuta zależy od tego, po której stronie drzwi ubikacji się znajdujesz.
Wracając do dnia ślubu i samego wesela to muszę przyznać, że sobie wykrakałem. Moja żona w swojej sukience wyglądała autentycznie bajecznie. Niestety choć sukienka była naprawdę piękna i do tego z trenem ale uszyta z jakiegoś zajebiście śliskiego materiału, więc przy przenoszeniu żony przez próg, podnosząc ją na ręce nie dałem rady zagarnąć ręką całego trenu, i po wykonaniu kilku kroków udało mi się na nim stanąć - w efekcie nie tylko o mało co nie wywaliłem się ale i żona mi się zaczęła ześlizgiwać z ręki. Szczęściem jakoś opanowałem sytuację i żona wylądowała na ziemi w całości :)
Co do samochodu, muszę przyznać, że jednak wygrał Range Rover. Nasz driver btw. wywinął nim absolutnie niepowtarzalny numer, za co zresztą zyskał wieczną chwałę mołodiecką, kiedy bowiem na drodze lokalna młodzież zrobiła nam zastawę, objechał ich na bezczela dookoła po przydrożnym polu i stanął na drodze już za zastawą. Miny chłopaków = priceless. My w środku pokładaliśmy się ze śmiechu obserwując jak nas gonią po drodze z elementami zastawy i stawiają ją od nowa przed naszym samochodem.
Generalnie polecam młodym robienie wesela. Nasze było świetne, ale w naszym odczuciu zdecydowanie za krótkie. Niestety czas minął tak szybko, że nim się obejrzeliśmy, był już ranek. Ale jak to mówią, to ile czasu trwa minuta zależy od tego, po której stronie drzwi ubikacji się znajdujesz.
Subscribe to:
Posts (Atom)