Wednesday, April 1, 2009

M jak miłość, K jak kurczak

Wczorajszy dzień wyglądał genialnie. Na dworze ponad 20 stopni w słońcu. Spędziłem sporą część dnia na dworze w towarzystwie pewnej kobiety zwanej potocznie Taczką. Jest taki program Taniec z Gwiazdami. Ja stworzyłem swój program Bieganie z Taczką. Tak, można się śmiać. Biegałem z nią dookoła domu. Rozumiem, że oczyma wyobraźni wszyscy widzą już debila, który jak Benny Hill popierdala dookoła domu z pustą taczką, zaliczając kolejne okrążenia w rytm śmiesznej muzyki, ale to nie do końca tak. Po prostu kupa piachu jest z jednej strony mojego domu, dół do zasypania z drugiej, krótsza droga od piachu do dziury jest takim rozmokniętym trzęsawiskiem, że nadal sam człowiek ma problemy z przejściem tej trasy, a przejechanie tamtędy taczką jest możliwe tylko i wyłącznie pod warunkiem, że posiadamy taczkę z poduszką grawitacyjną, która unosi się nad ziemią i nie dotyka kołem gleby :) Pozostaje więc popierdalać dookoła dłuższą drogą, która od tej krótszej różni się tylko nieco mniejszym stopniem rozmoknięcia. Efektywnie jednak i tak nie można za dużo załadować do taczki, bo ziemia rozstępuje się pod kołami taczki, niezależnie od tego jak szybko by człowiek nie jechał :) Słońce + robota sprawiły, że zdjąłem polar i biegałem w samym T-shircie. Biorąc pod uwagę, że jeszcze 4 dni temu leżało tu jakieś 30 cm śniegu, to uważam, że nie jest źle. Ptaszki śpiewały cudownie, jednym słowem wiosna w pełni. Kiedy męczyłem się bieganiem z taczką, siadałem na schodach do domu, opierałem się o kolumnę przy wejściu, dobra książka do rąk i czytam kilka kolejnych kartek :) Butelka wody mineralnej pod ręką i życie naprawdę wygląda nieźle :) Dużo lepiej, niż prezentują to w filmie M jak miłość, którego ostatni odcinek miałem nieprzyjemność oglądać. Mam swoje słońce, swój kawałek nieba, swoje ptaki świergolące trele, swoją zieloną trawkę dookoła, swoje błoto i wszystko pozostałe mnie nie obchodzi. Skończyłem swoje zajęcia okołodomowe, kiedy było już tak ciemno, że i tak nie miało sensu bieganie z taczką. Można by cały dzień uznać za w pełni udany, gdyby nie jedno małe ale. Nagle, desperacko zachciało mi się rosołu. Rosołu z kury rosołu. Być może mój organizm uznał, że spaliłem za dużo tłuszczu w trakcie pracy i należy uzupełnić zapasy :) Sami wiecie jak to jest, gdy człowieka w żołądku wierci. Musiałem się udać do sklepu. Koniec dnia stał pod znakiem K jak kurczak. Rosołek ugotowała mi Żona. Jednym słowem życie jest piękne.

5 comments:

VValdi said...

a grać w szachy już się nie chce?
;)

Anonymous said...

Brawo VValdi!!! :-D:-D:-D

Alter Mann said...

Hmm... A nie potrzebujesz kogoś do pomocy? Posiedziałbym na tych schodach i poczytał za Ciebie, zebyś mógł więcej z taczką biegać. ;-)

Jaskiniowiec said...

jakby Ci tu powiedzieć, hmmmm...... zapotrzebowania na kadrę kierowniczą to tu nie ma :)

poza tym no zastanów się sam, co ? jak Ci przekażę najfajniejszą część pracy, to jaką będę miał motywację do robienia pozostałej części ? [hint: oczywiście, że zerową]

Alter Mann said...

Przy kolejnym przeczytaniu zauważyłem coś przerażającego: oglądałeś M jak Miłość?! Czy to słońce Ci nie zaszkodziło? Martwię się!