Sunday, November 30, 2008

Smok Wawelski czyli McDonald

W trakcie wczorajszej wyprowadzki ze starego mieszkania, po wielu godzinach pakowania, znoszenia, upychania betów w samochodzie itp oboje z Żoną poczuliśmy przeraźliwy GŁÓD. Godzina 20.00 nie nastrajała optymistycznie, ale w desperacji poszliśmy do budy z chińskim żarciem, która znajdowała się niedaleko. Niestety. Buda przywitała nas zamkniętymi drzwiami i okiennicami. Stanęliśmy przed widmem głodu. Wiercące ssanie w naszych brzuchach spowodowało, że spojrzeliśmy na siebie i chcąc niechcąc ruszyliśmy w kierunku McDonalda. Każde z nas zamówiło po dużym zestawie, Żona zamówiła do tego sobie jakiś deserek, ja zamówiłem ciasteczko jabłkowe i na tym w sumie mogłaby ta opowieść się zakończyć, gdyby nie jedno duże ALE. Odkąd zjadłem to co zamówiłem, tak cholernie chce mi się pić, że wczoraj wydoiłem chyba całą półtoralitrową mineralną i nie zaspokoiłem pragnienia a dziś, czyli nazajutrz po konsumpcji, lecę już chyba z trzecią herbatą i nadal ciągle chce mi się pić.

Z tego co pamiętam bajeczki z dziecinstwa to bohaterski szewczyk przygotował Smokowi Wawelskiemu owieczkę wypchaną siarką, po zjedzeniu której Smokowi tak bardzo chciało się pić, że pił i pił aż pękł z przepicia. Bajki jak wiadomo oprócz prawdziwego przesłania noszą w sobie element zmyślony. Dziś w 100% wiem, że była nim właśnie ta owieczka. Tak naprawdę, to Sprytny Szewczyk wykończył Bogu ducha winnego smoka w ten sposób, że skoczył po prostu do najbliższego McDonalda, zakupił duży zestaw z frytkami a Smoka po zjedzeniu szlag trafił z pragnienia. End of story.

No comments: