Wednesday, October 29, 2008

Burza za oknem, burze i domy

Świętą prawdą jest powiedzenie, że punkt widzenia wyznacza punkt siedzenia. Mieszkając jako nastolatek w blokach cieszyłem się burzami. Spektakle odbywające się za oknem pełne strug deszczu, piorunów i miotanych konarów drzew stanowiły dla mnie nie lada atrakcję. Niespecjalnie umiem to określić, ale sam fakt że blok jest duży i mocny, sprawiał, że zupełnie się nie bałem o to, że przykładowo zerwie nam dach z bloku czy zatopi piwnicę (która dziwnym trafem była zatapiana na tyle często, że nawet ja to pamiętam). Zresztą nad nami mieszkali sąsiedzi, więc gdyby zerwał się dach, to problem dotkąłby najpierw ich. Co prawda naprawdę potężne burze zdarzały się dość rzadko, zazwyczaj był taki sobie deszczyk, ale kiedy już się zdarzały, to siedzieliśmy całą rodzinką w oknie patrząc na biegnących ulicami przemokniętych ludzi, którzy starają się ukryć przed deszczem. Zawsze mnie to zastanawiało i do dzisiaj nie moge tego zrozumieć, że nawet Ci przemoczeni do ostatniej nitki, i nie mający już nic do stracenia, też biegli :) Ja w takich przypadkach idę spokojnym krokiem. Wyglądając przez okno, zakładaliśmy się czy wiatr przygnie daną gałąź jeszcze niżej, albo czy zerwie liście z gałęzi. Zastanawialiśmy się co jeszcze się stanie. Któregoś dnia nawet piorun walnął w wielgachną wierzbę koło naszego bloku, w wyniku czego wierzba straciła 2/3 swojej wysokości, choć ani uderzenia pioruna ani przełamania się drzewa nikt z nas wcześniej nie obstawił.
Wracając jednak do tematu i myśli przewodniej, że punkt widzenia wyznacza punkt siedzenia.
Wybudowaliśmy z Żoną dom. Nasz dom. I owszem teoretycznie jest ubezpieczony od wszelakich następstw itp. ale mimo to, kiedy wiatr staje się za silny patrzę czy wszystko jest w porządku, a po silnym deszczu obchodzę go i patrzę, czy wszystko OK, nic nie pociekło itd. Poza tym z niechęcią myślę o deszczu i śniegu, i gdybym mógł wpłynąć na pogodę, to wolałbym by nie było silnych wiatrów, ulew i mrozów. Wiem, że ubocznym efektem globalnego ocieplenia jest łagodna zima, ale kiedy o tym myślę, to łagodna zima bardzo mi pasuje. Po pierwsze nie ma zasp śniegowych, nie ma dużo do odśnieżania, nie zużywa się dużo węgla/drewna/gazu/oleju opałowego do ogrzania domu, nie ma błota, gdy topniejący śnieg rozmiękcza ziemię i nie ma tysięcy litrów wody płynących z pola z roztopów. Tak więc, wraz z wybudowaniem domu, moje poglądy na burze i inne gwałtowne zjawiska pogodowe uległy zmianie o 180 stopni. I na tym chyba mógłbym zakończyć niniejszy wpis, gdyby nie nasunęła mi się pewna refleksja, że jeszcze nie tak dawno, gdyby mi ktokolwiek powiedział, że tak mi się zmienią poglądy na te sprawy, to pewnie zabiłbym go śmiechem. I tu doskonale pasuje jak to kiedyś ktoś powiedział : NIGDY NIE MÓW NIGDY


[Edit - 3 uwagi]
1. Tak na marginesie, to jest problem jak nie ma surowej zimy, bo mróz nie wytłucze robactwa i potem na wiosnę lata tego tałatajstwa tyle, że trzeba instalować siatki w oknach.
2. Zmiana optyki dotyczy też zajączków i sarenek :) Te przesympatyczne zwierzaki świetnie ogląda się w zoo, lub w lecie przez lornetkę, gdy przychodzą się paść na polu u sąsiada. Niestety, z punktu widzenia posiadacza sadu, w zimie są to szkodniki pierwszej wody, które w poszukiwaniu żarcia przychodzą w mroźną zimę prawie pod dom i wyżerają krzaczory, jak również odzierają i zjadają korę z drzew w sadzie. Podobnie dziki i kruki/wrony/czarne wielgachne ptaszycka, które RYJĄ pole i wyjadają wszystko co tam znajdą. Czyli niszczą nasze krzewy i drzewa i uprawy, za które zapłaciliśmy i o które dbamy i które są naszym dobrem. Czyli są szkodnikami i zasługują na karę. W sumię gdybyśmy mieli trochę bardziej liberalne prawo, to pobiegłbym do najbliższego sklepu GS przytachał SWD i z balkonu zrobił z nimi wszystkimi porządek :) Tak zupełnie na marginesie, Szwagier ma kuzyna, który ma koło domu spory plac ogrodzony, a w ziemi na tym placu rozpleniły się jakieś pędraki czy coś ... byliśmy tam kiedyś przejazdem, to ten plac przekopany był tak jakby urząd skarbowy szukał zakopanych złotych monet ... zdziwiłem się, że to zaorał i to tak głeboko, tylko nieco podejrzane, że nie miał regularnych śladów .... okazało się, że kuzyn Szwagra już od dawna nie orze tego pola ... robią to za niego stada wron/gawronów/etc ..... gdybym nie zobaczył tego na własne oczy, to bym nie uwierzył, że ptaki mogą TAK przekopać pole ....
3. Podobna zmiana optyki dotyczy ... pająków. Moje dotychczasowe podejście do pająków najlepiej definiuje Garfield - dobry pająk to PŁASKI pająk. Wraz z wybudowaniem domu to się zmieniło i teraz polne pająki są u mnie pod ochroną - w końcu stały się dla mnie pożyteczne, bo łapią muchy, których na naszej wsi jest zatrzęsienie.

1 comment:

Anonymous said...

Ja co do tej surowej zimy...
To NIEPRAWDA, ŻE SUROWA ZIMA TŁUCZE ROBACTWO!!! Robaki na zimę przybierają formy przetrwalnikowe i możesz im skoczyć - i tak przeżyją, nawet 30 stopniowy mróz.
Rzecz w tym, żeby ta zima W OGÓLE BYŁA! Kiedyś zima trzymała co najmniej kilka miesięcy, do tego jeszcze jesień i wiosna, więc okres wylęgu robali oraz ich życiowej aktywności był znacznie krótszy. A teraz temperatury nie spadają tak gwałtownie, zimy prawie nie ma - zwierzyna nie ma wyraźnego znaku, że trzeba iść spać - i stąd to wszystko. Zatem jeszcze raz - nie chodzi o temperaturę, tylko o długość trwania zimy.
Pozdrawiam.