Zdarzyło nam się zawędrować z Żoną i znajomymi do kina na film a właściwie musical "Mamma Mia". O czym jest ten film, można przeczytać choćby na Filmwebie, natomiast nie mogę przejść obojętnie wobec obsady i wykonanych przez głównych bohaterów piosenek. Meryl Streep - ku mojemu największemu zaskoczeniu i mimo swojego wieku okazuje się mieć nie tylko świetny głos ale i genialnie wykonywać piosenki Abby. Pierce Brosnan - jeden z fajniejszych agentów 007 jej królewskiej mości, w wersji śpiewającej okazuje się przełamywać utrwalony u widzów swój wizerunek jako 007 - i choć wiem, że film był o czymś innym osobiście czekałem, czy producencie nie pójdą dalej i Pierce nie wyciągnie jakiejś spluwy z tłumikiem, albo nie sparodiuje jakoś Bonda. Colin Firth jako ustatkowany hippis wypadł moim zdaniem trochę blado - pół biedy kiedy sie odzywał, ale piosenki w jego wykonaniu zupełnie mnie nie przekonywały, zaś gejowska końcówka tylko utwierdziła w przekonaniu, że tak naprawdę producenci nie do końca mieli pomysł na sensowne spożytkowanie jego obecności na ekranie. Świetnie sprawdził się natomiast Stellan Skarsgard jako obieżyświat i podróżnik oraz młodziutka Amanda Seyfried jako córka Maryl Streep. Generalnie film bardzo polecam na małżeńskie wyjście do kina, i uwaga: nie sugerować się napisami końcowymi, tylko czekać do faktycznego końca filmu - a wierzcie mi, końcówka jest absolutnie priceless :)
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
No comments:
Post a Comment