Samochód podobnie jak młotek i komputer to narzędzie. Narzędzie, które ma działać i wspomagać nas w naszym codziennym życiu, ułatwiając nam wykonywanie pewnych czynności i nie absorbując nas przy tym nadmiernie. Samochód to nie majątek. Nie powinno się w niego więć inwestować wszystkich posiadanych pieniędzy. Można go przecież rozbić, nie może więc być zbyt drogi, ponieważ każde uszkodzenie mimo naprawy pozbawia go część wartości, czyli tracimy na tym własne pieniądze. Zupełnie nie rozumiem więc logiki, która przejawia się kupowaniem samochodu :
a) za wszystkie posiadane pieniądze/oszczędności - osoba zostaje wtedy na zero, ale ma samochód,
b) na kredyt - gdy osoba kupująca nie ma w ogóle pieniędzy na zakup samochodu i bierze ogromny kredyt na zakup auta, często nowego (!!!),
c) a+b, czyli do całych posiadanych oszczędności dobiera się kredyt w banku, by starczyło na kupno samochodu.
Pomijam tu dywagacje na temat sensu kupna nowego samochodu w naszych chorych ustrojowo warunkach (czego najlepszym dowodem jest fakt, że nadal opłaca się sprowadzać niektóre marki samochodów od Krzyżaków lub z USA), zakładając, że jest to jakby kolejny powód do zostanowienia się nad sposobem wydawania naszych pieniędzy.
Zastanawiam się tylko jaka logika kieruje ludźmi, którzy zamiast trzymać kasę na koncie/ zainwestować w akcje/ zrobić remont domu/ iść do dentysty/ wyprowadzić się w końcu od rodziców/ zainwestować w kurs języka obcego/ pojechać na fajne wakacje etc (niepotrzebne skreślić) kupują samochód zgodnie z podanym wyżej schematem. W efekcie przykładowy gość lat prawie 30 nadal mieszka u rodziców, zamiast się wyprowadzić i zamieszkać ze swoją dziewczyną, ma dwie pary spodni, jeden garnitur, w pokoju nadal meblościanka kupiona w 1983, uśmiechnąć się gość nie może, bo połowa zębów do wymiany/wstawienia, ale przed domem ma super gablotę, która będzie spłacał jeszcze dwa lata. No jakbym nie próbował, to pojąć tej logiki nie umiem. Drugi przypadek, to gość który zaharowuje się za granicą, by utrzymać rodzinę, żona do gospodarnych zdecydowanie nie należy, więc dzieciaki w liczbie sztuk czterech chodzą obsmarkane i głodne, ale żona ma ciągle nowe ciuchy i zmusza gościa żeby kupić samochód. I stoi sobie ten samochód pod blokiem, i deszczyk na niego pada kurz go przykrywa, bo przecież nikt nim nie jeździ, bo gość ciągle zarabia za granicą, a babka prawka nie ma. Spółdzielnia przysyła monity, bo za mieszkanie babka płaci z opóźnieniem, dzieciaki chodzą głodne, ale przynajmniej jest czym zakolić w oko sąsiadki, bo nowiutkie auteczko stoi i rdzewieje pod blokiem. Powtórzę się, ale jakbym kurna nie próbował, to zrozumieć tej logiki nie umiem. Mam nadzieje że w google'u znajdę wkrótce jakieś krótkie wprowadzenie do zasad tej niezwykle dla mnie abstracyjnej logiki, które pozwoli mi się nie dziwić takim zachowaniom. Przydałby się jeszcze tylko jakiś magnes na rękę, by powstrzymać gest stukania się w czoło ....
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
No comments:
Post a Comment