Jako człowiek, który zdjęcia uczył się robić na kliszaku, na dodatek własnoręcznie je wywoływał, ostro kibicuję wojnie cyfrówek z technologią kliszową. Zawsze marzył mi się średnioformatowy Hassel z kompletem szkieł wart w sumie równowartość dobrego samochodu, jednakże z przyczyn prozaicznych (kasa) zawsze pozostawałem przy innych (czytaj: tańszych) firmach. Zresztą po dziś dzień jest w moim posiadaniu trójka, czyli półprofesjonalny kliszak Canona, i jak sadzę ze mną spokojnie emerytury (mojej) doczeka (chyba że wcześniej przestaną robić do niej baterie). Tak czy inaczej klisza jest klisza. Inne przenoszenie półtonów, inne odwzorowanie przejść, miękkość obrazu. Nieważne. Kto ma ten wie. Wszyscy natomiast się dzisiaj zachłystują technologią cyfrową, doszło do tego nawet, że w telefonach komórkowych montują aparat 5mpix. Większość znanych mi osób albo już dawno przeszła z kliszy na cyfrę, albo choć nie robili zdjęć na klliszy, nagle zakupiło cyfrę i zaczęło te zdjęcia robić. Wydawało by się przegrana wojna, zachwyt nad cyfrą zwyciężył. I nagle jak odrodzony Feniks z popiołów cały ten zachwyt zgasił JEDEN gość - Ken Rockwell. Opublikował bowiem test, w którym porównał pracę cyfrowego Nikona D200 ze średnioformatową kliszową Tachinarą - i chyba nie muszę mówić, że kliszak złoił dupsko cyfrówce :)
Nawiązał też do oczywistej prawdy, może i cyfrakiem robi się gorzej, ale i szybciej, i z czystego lenistwa często tego kliszaka w ogóle nie zabieramy z domu. I tak naprawdę w wojnie kliszak kontra cyfra wygrywa ... lenistwo
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
No comments:
Post a Comment