Od momentu jak po raz pierwszy otwarłem i zamknąłem Apple'a nie mogłem się nadziwić jakim cudem laptop potrzebuje 1,5 sekundy (słownie: półtorej sekundy) by być gotowym do pracy od otwarcia klapy i potrafi zasnąć w ciągu sekundy od zamknięcia klapy. Ta jakże sympatyczna cecha Apple'a spowodowała, że mimo iż z przyzwyczajenia zawsze robiłem windowsowej maszynie shutdown, bo standby kończył się różnie (w sensie zwisania maszyny, czy konieczności rebootowania), to swojego Apple'a praktycznie zawsze pozostawiałem w stendbaju* i zawsze grzecznie wstawał bez bólu a po dziś dzień zdarzają mi się uptime'y po 30 dni (bo mniej więcej co tyle czasu Apple wypuszcza patcha, który wymaga restartu maszyny, gdybym go olał, maszyna miałaby dłuższe uptime'y). Opcji shutdown w Apple'u używam tak cholernie rzadko, że aż dziwnie się czuję, gdy ją wywołuję. I traktuję całą tą sytuację jako coś zupełnie naturalnego.
Podejrzewam, że pewnie jeszcze długo bym na ten stan rzeczy nie zwrócił uwagi i nadal traktował go jako oczywistą oczywistość, ale napatoczyłem się dzisiaj na tego oto bloga i po zastanowieniu stwierdziłem, że zmieniłem nawyki. Co więcej lektura tego bloga dowiodła, że mając Apple'a nie ja jeden oduczyłem się restartowania i zamykania maszyny, ale również, że i NASA od lat marzy o posiadaniu komputerów które są natychmiast gotowe do pracy po otwarciu klapy czyli chcą mieć Apple'a :) Jednym słowem uprzedziłem działania NASA o jakieś dobre 6 lat :) Grunt, że w końcu skapnęli się co jest najlepsze** :)
* - tak wiem,, ale co miałem napisać ? standby'u ? standby'ju ? standby'aju ? (niepotrzebne skreślić)
** - ten wpis jest tendencyjny i nie uwzględnia innego punktu widzenia niż mój własny
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
No comments:
Post a Comment